wtorek, 3 stycznia 2012

Wywiad z trenerem Norwegów Alexandrem Stöcklem

Czy w związku z upadkiem Toma Hilde będzie nowy zawodnik powołany na jego miejsce?
Alexander Stöckl: Tak, zdecydowaliśmy, że nominację otrzyma Kenneth Gangnes. Miał on w Pucharze Kontynentalnym bardzo dobre wyniki i także on wypracował dodatkowe miejsce w Pucharze Świata. W poniedziałkowe popołudnie przyjedzie do Innsbrucka. Pozostały skład drużyny na ostatnie dwa konkursy Turnieju pozostaje bez zmian.

Bezpośrednio po wyjściu ze szpitala Tom Hilde dołączył do drużyny, i pokazał co to znaczy dla jedności drużyny. Jest to także część Twojej filozofii, aby wspomagać "ducha drużyny"?
Oczywiście. W tej specjalnej sytuacji było to ważne przede wszystkim dla Toma, aby od razu być ze swoją drużyną. Ulżyło mu, że mógł tak wcześnie opuścić szpital i wydaje mi się, że także dla pozostałych było ważne, że mogli mieć go znowu obok siebie. Norwegowie są z tego znani, że są ze sobą bardzo blisko, że się przyjaźnią między sobą. Jeśli wypada ktoś taki jak Tom z dobrymi wynikami, pozostaje po nim luka. Dla innych w drużynie to był szok, kiedy usłyszeli diagnozę. Widzimy to tak, że pozostali skaczą dla kontuzjowanego, aby mógł jak najszybciej powrócić do silnej drużyny.

W dotychczasowych zawodach pokazaliście bardzo dobre wyniki drużyny, ale brakuje jeszcze pojedynczych, dobrych wyników. Jakie były tego przyczyny w Oberstdofie i Garmisch-Partenkirchen?
Dla Andersa Bardala presja przed Turniejem była bardzo duża. Pierwszy skok w Oberstdorfie był dobry, miał jednak pecha z warunkami i dlatego stracił sporo punktów. To utrudniło sprawę podwójnie: człowiek wie, że może namieszać w czołówce, a po pierwszym skoku w Turnieju ma stratę około 20 punktów. W Garmisch chciał Anders po prostu zbyt wiele, i pojawiły się stare błędy w skoku. Jeżeli dodatkowo warunki nie są sprzyjające a Gregor Schlierenzauer skacze perfekcyjnie, więc nie można go dogonić. W tym momencie nie jesteśmy na tym poziomie, że jest nam wszystko jedno, z którego kierunku wieje wiatr. Naszym celem jest, abyśmy nie potrzebowali szczęścia do warunków i wiatru.

Jakie właściwie macie cele na drugą połowę Turnieju Czterech Skoczni?
Dla Andersa Bardala marzenie o zwycięstwie w Turnieju zdecydowanie się zakończyło. Teraz liczymy na dwa dobre konkursy w jego wykonaniu w Innsbrucku oraz w Bischofshofen i mamy nadzieję, że potwierdzi swoje ostatnie wyniki. Dla reszty drużyny było jasne od początku, że chodzi o dobre wyniki w czterech konkursach i szczególnie dla młodych, aby mogli zbierać doświadczenie.

To Twój pierwszy Turniej Czterech Skoczni w roli głównego szkoleniowca. Jak oceniasz presję panującą tutaj?
Właściwie jest w porządku, myślałem, że będzie gorzej. Przez to, że nasze wyniki były dobre i na Turniej jechaliśmy z pozytywnym nastawieniem, presja i oczekiwania nie były zbyt wielkie. Nie mieliśmy tak jak Austriacy dwóch czy trzech zawodników, którzy byli w czołówce. Wiedzieliśmy, że mamy w naszym szeregu jednego, dlatego presja nie była zbyt duża. Pamiętam jeszcze Turniej z czasów jak byłem drugim trenerem i wiedziałem, że jest to stresujące. Ale staram się do tego podchodzić jak do innych zawodów Pucharu Świata tylko, że zainteresowanie jest trochę większe.

Czy norweska opinia publiczna zwraca uwagę także na detale, jak na przykład prędkość na progu?
To prawada. Znacznie skoków narciarskich w Norwegii jest ogromne, wynika to z ich kultury. Z tego powodu zainteresowanie poszczególnymi informacjami jest także bardzo duże.

Czy oznacza to dodatkową presję dla service menów?
Na szczęście jesteśmy w tej grupie zawodników, którzy mają najlepsze prędkości na dojeździe. Thomas Hörl wykonuje super pracę. Czego ludzie nie widzą, to jest to, że technik nie jest sam odpowiedzialny za prędkości. Jeżeli skoczek ma o jeden kilometr gorszą prędkość, jest to prawdopodobnie spowodowane złą pozycją dojazdową. Dlatego w ostatnim czasie sporo nad tym pracowaliśmy.

Czy miałeś głos decydujący w wyborze ludzi pracujących w serwisie, w momencie jak przyjąłeś posadę szkoleniowca w Norwegii?
Stosunki z ostatnim technikiem zbytnio nie grały. Dlatego zostałem zapytany, czy nie znam kogoś w Austrii, kto mógłby tą posadę przejąć. Wtedy pomyślałem o Thomasie Hörl, który pomagał w drużynie kombinatorów norweskich. Był zainteresowany. W przypadku Andreasa Vilberga było tak, że rozmawiałem z kilkoma kandydatami. W końcu wybór padł na niego, ponieważ dopiero co zakończył przygodę ze sportem i sam dbał o swoje kombinezony. Jest bardzo kompetentny i ma pojęcie w kwestii materiałów na kombinezony. Było dla nas ważne, aby mieć kogoś w drużynie, kto umie patrzeć z pozycji zawodnika.

Norweska drużyna jest także bardzo aktywna na portalach społecznościowych i także Ty często aktualizujesz swoje profile na Twitterze czy Facebooku. Na ile ważny jest taki bezpośredni kontakt z opinią publiczną?
Na początku sezonu mieliśmy trzydniowy obóz medialny, na którym rozmawialiśmy, jak można jeszcze bardziej ludzi zainteresować skokami narciarskimi. Skoczkowie lubią taką komunikację na różnych portalach i cieszą się, jeśli mogą coś zrobić w tym temacie. Dla nas jest także ważne, aby zarówno sponsorzy jak i kibice mogli z nami bezpośrednio rozmawiać. Z mojego punktu widzenia jako trenera ma to też duże znaczenie takie bezpośrednie przekazywanie mojej opinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz