Wczorajsze 9. miejsce Kamila Stocha budzi wiele ostrych komentarzy. Część trenerów i dziennikarzy otwarcie mówi, że Kamil Stoch został przez jury zawodów bardzo skrzywdzony. Ich zdaniem nie zmienia nawet tego fakt, że swój skok zwyczajnie zepsuł. To właśnie Kamil mógł wygrać w Innsbrucku...Dzień przed konkursem, po wygranych kwalifikacjach przez Kamila, Gregor Schlierenzauer, zapytany czy Polak może mu zagrozić w odniesieniu trzeciego zwycięstwa z rzędu tylko się uśmiechnął. Wprawdzie dodał, że to świetny skoczek, ale robił to raczej z grzeczności. Z pewnością mina mu zwiędła, kiedy zobaczył wyniki po pierwszej serii. Polak wyprzedzał go aż o 6,1 pkt.
W drugiej serii wiatr był duużo gorszy. A Daiki Ito został puszczony przy wietrze 1,87 m/s w plecy! Oczywiście wylądował przed 100 metrem. Co więcej, przed skokami Schlierenzauera i Koflera Miran Tepes i spółka czekali po kilka minut, aż warunki się poprawią. Obaj Austriacy oddali swoje próby, gdy wiatr wiał z przodu skoczni. Kiedy jednak na belce usiadł Kamil Stoch, szybko zapaliło się zielone światełko, choć miał wiatr wiejący z tyłu skoczni (0,87 m/s). Po jego skoku na 108 m Simon Ammann z niedowierzaniem kręcił głową. Szwajcar nie mógł wyjść z podziwu, dlaczego Polak zmarnował taką szansę. Ale Simon wtedy nie znał okoliczności, w jakich znalazł się nasz Kamil w decydującym momencie. Oczywiście dodano mu punkty (ponad 11), ale jako jedynemu z pierwszej dziesiątki. Pokazuje to jak bardzo nieodpowiednie były warunki. I wcale nie rozwiązało to problemu.
Trener Jan Szturc również uważa, że decyzja jury o puszczeniu Kamila była niesprawiedliwa i że Stoch może czuć się oszukanym. "Jeżeli organizatorzy czy jury zdecydowali się poczekać na dobre warunki przed skokami zawodników tej klasy, co Kofler czy Schlierenzauer, to pojawia się pytanie, dlaczego Kamila potraktowali trochę inaczej. Myślę, że powinni mu dać taką samą szansę. Tymczasem zezwolili mu na skok w złych warunkach - zupełnie jakby nie chcieli, żeby Kamil wygrał. Pozostaje tylko ubolewać, że taka sytuacja miała miejsce. Jest to sport biały i czysty, a jednak można manipulować, jeżeli chodzi o włączenie zielonego światła w danym momencie."
W bardzo ostrych słowach wydarzenia nie tylko z Insbrucka, ale z całego cyklu Pucharu Świata skrytykował komentator "Eurosportu" Bogdan Chruścicki. Jego zdaniem "machlojki w skokach narciarskich wołają o pomstę do nieba". Komentator "Eurosportu" nie pozostawił suchej nitki na Walterze Hoferze i Miranie Tepesu.
"Władze FIS zadały sobie mnóstwo trudu, aby wyniki były sprawiedliwsze, znacznie mniej zależne od warunków atmosferycznych, głównie podmuchów wiatru. Paradoksalnie jednak ten system, nad którym długo pracowano stał się sprzymierzeńcem tych, którzy rezultatami manipulują. A może tak naprawdę o to właśnie chodziło? Bo z drugiej strony, z uporem godnym lepszej sprawy Komisja Skoków FIS broni pomiarów długości skoków z dokładnością do pół metra i not sędziowskich także z dokładnością do połowy punktu. I to w czasach w których wszystko można zmierzyć co do centymetra a nawet milimetra" - pisze Chruścicki.
"Najgorsze jest jednak oddanie nieograniczonej władzy nad skokami w ręce Waltera Hofera i Mirana Tepesa. Kandydaci do miana sportowych oszustów pierwszej i drugiej dekady XXI wieku dobrali się jak w korcu maku i osiągnęli naprawdę niemal doskonałość. Kandydaci na podobnych im z różnych dziedzin sportu powinni pobierać u nich lekcje, tym bardziej, że wszystko potrafią uzasadnić troską o… sprawiedliwość i bezpieczeństwo!" - uzasadnia Chruścicki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz