środa, 23 listopada 2011

Wywiad z Maćkiem Kotem

Skoczek Startu Krokiew Zakopane ma duże nadzieje przed sobotnią inauguracją Pucharu Świata w Kuusamo. "Wreszcie moja pozycja dojazdowa do progu jest właściwa, a to razem z odbiciem daje 80 proc. sukcesu w skokach" - twierdzi 20-letni zawodnik.

Kot swój wyskok dosiężny ocenia na około 60 cm. To np. dwa razy mniej niż miał najsławniejszy koszykarz Michael Jordan. Siatkarz Mariusz Wlazły wyskok w ataku ma 360 cm, zatem wyskok dosiężny w jego przypadku to ok. 100-110 cm (360 cm - 194 cm wzrostu - długość ręki wystającej ponad głowę). Według Pawła Mikeski, który w latach 1993-99 prowadził kadrę skoczków Adam Małysz w ciągu czterech lat poprawił wyskok dosiężny o 20 cm (do 67 cm). I wkrótce zaczął odnosić sukcesy.

Wciąż nie może się Pan doczekać, by sukcesy juniorskie, czyli m.in. wicemistrzostwo świata juniorów w 2009 roku, potwierdzić w seniorach. Jakie cele na ten sezon? 
Maciej Kot: Nasze indywidualne ambicje pokrywają się z założeniami trenera. Mam nadzieję, że będę jednym z tych czterech skoczków, którzy w każdym konkursie będą w czołowej trzydziestce, co zakłada Łukasz Kruczek. Wiadomo, że celem np. Kamila Stocha będą miejsca w czołowej dziesiątce, inni będą zadowoleni z każdego zdobytego punktu. Tak będzie w moim przypadku.

W poprzednim sezonie właściwie nie było Pan widać.
Rzeczywiście zima była słaba. Dopiero końcówka sezonu i kilka niezłych startów w Pucharze Kontynentalnym oraz medale na uniwersjadzie podniosły mnie na duchu.

Udało się znaleźć przyczynę?
Na szczęście tak, choć późno się zorientowaliśmy o co chodzi. Właśnie we wspomnianej końcówce sezonu doszliśmy do wniosku, że winna była zła pozycja dojazdowa do progu. Całe lato poświęciłem na pracę nad tym elementem. Kiedy dojazd jest zły, to nawet najlepsze odbicie nie pomoże.

Co jest więc najważniejsze, by skok był dobry?
Elementów jest oczywiście dużo. Chyba najmniejsze znaczenie ma już sam lot, jakieś 20 proc. Bo jeśli zawodnik dojedzie z odpowiednią szybkością i trafi w próg, to ciężko skok zepsuć. Trudniej ze słabego skoku wyciągnąć dobry. W takim przypadku naprawdę trzeba mieć wysokie umiejętności. Właściwa pozycja dojazdowa to jakieś 40 proc. sukcesu, bo to nie tylko pozwala rozwinąć dużą szybkość na progu, ale także ułatwia dobre odbicie.

Jak mierzycie odbicie?
Na specjalnej platformie, która jest podłączona do komputera. Przy każdej próbie mierzy się siłę, moc, czas i wysokość odbicia. I powstaje wykres, który możemy porównywać z wynikami Adama Małysza czy Kamila Stocha. Trener ma też dostęp do wyników np. Thomasa Morgensterna. Najważniejsze jest, by w jak najkrótszym czasie odbić się z jak największą siłą. To daje moc i wysokość odbicia. U mnie taki wyskok dosiężny to około 60 cm.

W tym sezonie pierwszy raz nie będzie z Wami skakał Małysz. Jaki jest krajobraz bez mistrza?
Na pewno nie pozostawił po sobie spalonej ziemi. Wręcz przeciwnie. Przekazał nam swoje doświadczenia, dużo dało nam samo podpatrywanie trenującego czy startującego w zawodach Adama. Oczywiście teraz brakuje jego rad czy po prostu dobrego słowa i ducha optymizmu. Oczywiście byłoby z nim lepiej, ale ta grupa mocno się ze sobą zintegrowała. Tak naprawdę to już od poprzedniego sezonu przyzwyczajaliśmy się, że go nie będzie. Wtedy Adam trenował sam, mało było wspólnych zgrupowań. Nie było szoku: "Nie ma Adama, co my teraz zrobimy?". Poradziliśmy sobie, a i tak czujemy jego wsparcie.

Nie obawiacie się, że np. do Zakopanego już nie przyjedzie tylu kibiców co przez ostatnie lata?
Jest obawa, czy uda się podtrzymać zainteresowanie skokami. Boimy się reakcji, że skoro nie ma Adama, to ludzie nie przyjdą. No, ale zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, czyli ciężko pracowaliśmy i wierzę, że efekty będzie widać na skoczniach. Zdajemy sobie sprawę, że to wyniki przyciągają ludzi na skocznie. Wydaje mi się też, że jest spora grupa kibiców, która kocha nie tylko Adama, ale też skoki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz