Kamil Stoch: Po części tak, ale z drugiej nie czuję, że jest ich dużo więcej, niż było wcześniej. Przede wszystkim muszę się wywiązywać z umowy sponsorskiej, w której jest zapis o tym, że muszę uczestniczyć w różnych kampaniach reklamowych.
Ostatnio miałeś kilka sesji fotograficznych. Zaciekawiło mnie zdjęcie, na którym lecisz na nartach w strugach deszczu. Jak ono powstało?
K.S.: Chciałem mieć dobre zdjęcie na pocztówki z autografami, a właśnie takie udało się zrobić z racji tego, że moja żona znała pana Marka Kowalskiego, a on sam potrzebował zdjęć do portfolio. To zdjęcie to nie był żaden fotomontaż. Było bardzo trudno je zrobić. Trzeba było wykonać specjalną konstrukcję utrzymującą narty w locie, a ja musiałem wytrzymać w takiej pozycji naprawdę długo, żeby fotograf mógł zrobić odpowiednie ujęcie. Dodatkowo spływała po mnie zimna woda lana z węża.
Zatem chyba było trudniej niż w najgorszych warunkach na skoczni?
K.S.: Tak, to były ekstremalne warunki. Teraz już żaden deszcz na skoczni mi nie straszny (śmiech).
Udział w sesjach, wywiady i inne kontakty z mediami są męczące czy to jednak miła odskocznia od treningów?
K.S.: To zależy kiedy. Teraz to jest męczące, ponieważ mam góra 2-3 dni odpoczynku między treningami czy wyjazdami. W tym krótkim czasie muszę pozałatwiać swoje prywatne sprawy związane z domem i rodziną, a dodatkowo znaleźć czas na sesje czy wywiady. Wiosna to też nie był nigdy czas, w którym miałem dużo wolnego, bo do tej pory studiowałem. Kwiecień i maj to był okres nadrabiania zaległości na uczelni. Nie miałem nigdy czegoś takiego, żeby mieć miesiąc wolnego i sobie odpocząć w 100 procentach.
Czyli wyjazd na Cypr przyszedł w odpowiednim momencie?
K.S.: Tak, zdecydowanie. To oczywiście nie będzie tak, że położymy się na plaży i nie będziemy nic robić. Mamy normalny program treningowy, minimum dwa treningi dziennie. Ale pomysł ze zmianą klimatu i odpoczynkiem na plaży pomiędzy treningami jest jak najbardziej dobry i uważam, że może przynieść bardzo korzystne efekty.
Czy takie zgrupowanie może was nieco rozleniwić, wytrącić z rytmu?
K.S.: Nie ma takiej możliwości. Teraz mamy taki okres, gdy treningu jest sporo, to bezpośrednie przygotowanie do sezonu. Głowa nie ma czasu na to, aby pozwolić sobie na chwile zapomnienia o tym, co nas czeka. Każdy z nas wie, co się za chwilę zacznie i nad tym się skupia.
Czy poza pomysłem obozu na Cyprze zmieniło się coś w twoich tegorocznych treningach?
K.S.: Są bardzo porównywalne do tych z poprzedniego roku. Troszkę, ale to bardzo minimalnie, zmienił się trening motoryczny. Mi on bardzo pasuje i uważam, że da dobre efekty.
Odczułeś jakoś podniesienie współczynnika BMI?
K.S.: Nie miało to na mnie wpływu, bo nie musiałem zmieniać wagi ciała, żeby dopasować się do nowych wymogów BMI. A co za tym idzie długość nart też nie uległa zmianie.
Podczas ostatnich zgrupowań w Hinzenbach i Klingenthal skakałeś na rozbiegu lodowym, a nie ceramicznym. Udało się pomyślnie przejść na zimowe skakanie?
K.S.: W porządku, nie było żadnych problemów. Zresztą czuję już głód rywalizacji. Czekam na sezon i cieszę się, że zima się zbliża.
Kto będzie rządzić na początku sezonu?
K.S.: W ostatnim czasie nie mieliśmy wspólnych treningów z żadnymi zagranicznymi ekipami, więc nie wiem, w jakiej dyspozycji są rywale. Nie da się przewidzieć, kto będzie wygrywać na początku, ale na pewno bardzo mocni będą Austriacy. Przez miesiąc nie zapomnieli jak się skacze. Uważam, że mocni będą też Norwegowie, Niemcy, Finowie i oczywiście Polacy. Jesteśmy już dobrze zgraną i mocną drużyną. Mamy wyznaczone własne cele i wierzę, że uda nam się je osiągnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz