sobota, 17 grudnia 2011

Engelberg

Engelberg jeszcze wczoraj wyglądał nieciekawie przez brak śniegu i spory wiatr...  


...ale na szczęście już dziś rano skocznia wyglądała tak:


Anders Bardal wygrał zawody PŚ - Norweg uzyskał 130,5 i 133 metry, za co zgromadził 266,2 punktu i znacznie wyprzedził rywali. Na drugim miejscu uplasował się Martin Koch (134,5 i 131,5 m), a najniższy stopień podium przypadł Thomasowi Morgensternowi (128,5 i 129,5 metra), który zanotował awans z 8. miejsca zajmowanego na półmetku zawodów. Tuż za podium znalazł się Andreas Kofler, który po pierwszej serii był 11. Na piątym miejscu po dwóch równych skokach (128,5 i 129 m) zawody zakończył Severin Freund. Szósty był Tom Hilde (133 i 128 metrów), Norweg wyprzedził wracającego do rywalizacji po groźnym upadku Czecha Romana Koudelkę i coraz lepiej radzącego sobie w Pucharze Świata Jurija Tepesa. W najlepszej "10" nie zabrakło też miejsca dla czterokrotnego Mistrza Olimpijskiego Simona Ammanna i najlepszego rosyjskiego skoczka tego sezonu - Denisa Korniłowa.

O sporym pechu może mówić Gregor Schlierenzauer - 21-latek zajął 11. miejsce, choć na półmetku zawodów był jeszcze liderem (131,5 metra). W finale Schlierenzauer zaliczył niegroźny upadek po skoku na odległość 130 metrów. Na szczęście nic się nie stało. No oprócz tego, że stracił wiele punktów... Apoloniusz Tajner komentując skok Gregora mówił, że to nie błąd zawodnika, tylko zbyt dużo świeżego śniegu na zeskoku. A na pytanie, czy gdyby ustał, to jego odległość wystarczyłaby na Andersa, nigdy nie poznamy odpowiedzi.

Schlieri czuje się już lepiej i o własnych siłach wyszedł ze szpitala. "Czuję się już dobrze, mogę przynajmniej znowu chodzić. Dzięki Bogu nic mi się nie stało. To zawsze denerwujące, kiedy się prowadzi, nawet wygrywa, a nagle przytrafia się coś takiego. Ale widać jak mało czasami brakuje do kontuzji. Tak jak mówię, cieszę się z tego, że mogę zdrowy, na dwóch nogach wyjść ze szpitala. Zrobiono mi wszystkie badania i na szczęście nic mi nie dolega. Już przy odbiciu było dużo głębokiego śniegu, a ja skoczyłem trochę bardziej na prawo niż wielu innych zawodników. Tam było naprawdę dużo śniegu, być może też trochę za bardzo wysunąłem się do przodu przy lądowaniu. Potem wszystko poszło bardzo szybko i moja prawa narta "wgryzła" się w ten głęboki śnieg, nie byłem w stanie się tak szybko zorientować w tej sytuacji" - opisał swój upadek Gregor Schlierenzauer. "Po upadku miałem problemy z krążeniem i plułem krwią, dlatego pojechaliśmy do szpitala na badania. Teraz jeszcze mnie wszystko boli, mam kilka stłuczeń i czuję ból w nadgarstku. Ale tak jak już powiedziałem, cieszę się że nic złego mi się nie stało, dobrze się wyśpię i rano zobaczę jak będę się czuł" - dodał Austriak. 

Polacy nie zaskoczyli, podobnie jak w poprzednich konkursach PŚ w finale zobaczyliśmy tylko dwóch Polaków. Kamil Stoch (125,5 i 124,5 m) zajął 12. miejsce, a na 16. miejscu sklasyfikowany został Piotr Żyła (123 i 121,5 m). Obydwaj poprawili swoje lokaty w porównaniu do pierwszej serii, po której Stoch był 14. a Żyła 19. W drugiej serii nie zobaczyliśmy już Stefana Huli (120,5 metra), Janka Ziobro (117 metrów) i Macieja Kota (113,5 metra). Marcin Bachleda i Dawid Kubacki nie zakwalifikowali się do konkursu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz