"Gazeta Codzienna": Miniony sezon to najlepszy w Twojej karierze.
Piotr Żyła: No tak. Udało się trochę punktów nazbierać, jednak niektóre starty mogły być lepsze.
Na rozwinięcie skrzydeł miał wpływ fakt zakończenia kariery przez Adama Małysza?
Myślę, że nie. Zacząłem pracować nad swoją formą, kiedy wyleciałem z kadry. Już końcówkę poprzedniego sezonu (2010/11 - przyp. red.) miałem niezłą, zbierałem wtedy jeszcze trochę doświadczenia. W tym sezonie to zaprocentowało. Efekty przyniosły letnie treningi i wykonana wcześniej praca. Myślę, że w następnym sezonie powinno być jeszcze lepiej.
Dopiero się rozkręcasz?
Miejmy taką nadzieję.
Miałeś okazję trenować z Hannu Lepistoe, kiedy współpracował z Adamem Małyszem. Teraz zbierasz owoce tej pracy?
Tak, udało się trenować wspólnie z Adamem, gdy miał obóz w Wiśle Malince. Wtedy też z trenerem Jasiem Szturcem tam pracowaliśmy. Kiedy trener nie mógł być na treningu, pracowałem z Hannu. To było cenne doświadczenie.
Zgadasz się z opinią, że jak trenujesz z Janem Szturcem, to lepiej skaczesz?
Trener Jasiu ma bardzo duży wpływ na mnie. W tej chwili ciężko by mi było z innym trenerem współpracować. Wiadomo, że jak jestem na zgrupowaniach czy na zawodach to pracuję z innymi trenerami, ale przygotowuję się z Jasiem Szturcem. Do niego mam największe zaufanie. Dobrze się nam razem pracuje.
Jak się czujesz jako rekordzista Polski w długości skoku narciarskiego?
To ciekawy epizod w mojej karierze. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że to będzie skok na rekord. Udało się, leciało się bardzo przyjemnie. Zobaczymy, jak długo będzie do mnie należał. Myślę, że w przyszłym sezonie, jeśli będą zawody w Vikersund, ktoś go poprawi. Może mnie się uda (śmiech).
Skocznia w Vikersund stała się twoją ulubioną?
Raczej nie. Miałem wtedy jeden dzień, kiedy dobrze tam skakałem. Wcześniej niespecjalnie dobrze mi się tam skakało. Trzy skoki miałem takie, że troszkę lepiej ją wyczułem. Jest dość specyficzna. Może coś z tych dobrych skoków zostanie i w przyszłości stanie się tą ulubioną.
Na ten moment gdzie ci się najlepiej skacze?
Jest tak, że jak się jest w formie, to się wszędzie dobrze skacze. Skocznie, na których lubię skakać, to jest ta w Zakopanem, w Villach, choć dawno tam nie byłem. Fajnie skacze się w Szczyrku i na naszej w Wiśle Malince. Skocznie, na których się trenuje, zna się lepiej.
Sezon się skończył, czas na odpoczynek?
Nie planuję odpoczynku, choć sugerują to trenerzy. W zeszłym sezonie też nie robiłem przerwy, trenowałem cały czas. Nie jestem zmęczonym sezonem, nie potrzebuję odpoczywać. Trzeba zacząć się przygotowywać do następnego sezonu. Wiadomo, że teraz trening jest inny niż ten bezpośrednio przed sezonem, czy w trakcie sezonu. Bardziej ogólny, utrzymanie kondycji. Wychodzę w góry, na siłowni ćwiczę mięśnie rąk, brzucha, grzbietu. Troszkę trzeba przypakować, żeby mieć bazę wyjściową. Wcześniej, jak wracałem po 1,5 miesięcznej przerwie, to miesiąc nie dało się dojść do siebie. Ciężko było mi "zastartować". Jestem potem za bardzo rozleniwiony. Jak pracuję na bieżąco, nie ma problemu z zakwasami, zmęczeniem. Dochodzi do tego też piłka. Zaczyna się robić fajna pogoda, więcej będę grać w piłkę, może 2-3 razy w tygodniu.
Jak teraz, w tym okresie poprzedzającym bezpośrednie przygotowania do sezonu, będą wyglądać twoje treningi?
Planuję działać podobnie jak rok temu. To mi pasowało. W poniedziałek wybieram się w góry tak na 2-3 godziny. W zależności od terenu, albo stosuję marszobieg albo delikatny trucht. We wtorek siłownia, ćwiczenia ogólne. Stosuję 10 stacji powtarzanych seriami. Wieczorem mamy rezerwację Orlika i gramy 1,5 godziny w piłkę. W środę trenuję odbicia. Średnio wykonuję 120-150 odbić. Od czwartku powtarzam ten cykl, niedzielę robię sobie wolną. Chyba, że jakiś mecz się trafi, wtedy w niedzielę się gra. Czasem w piątek, w te dni odbywa się liga "6".
Zaczynasz mieć wsparcie w młodszych kolegach. Coraz pewniej skacze Aleksander Zniszczoł, rozkręca się Tomasz Byrt. Ekipa wiślańska rośnie w siłę?
Tak. Olek, wicemistrz świata juniorów, niedużo mu zabrakło do złotego medalu. Tomek też w drużynie podczas mistrzostw dobrze się pokazał. Mieli takie momenty, kiedy skakali fajnie. Olek w Zakopanem rewelacyjnie skakał, zajmując 9 i 14 miejsce. Jest grupa młodych skoczków, którzy zaczynają dochodzić do dobrej formy. Do kadry z czasem pewno dostanie się Mateusz Kojzar czy Szymon Szostok. Mamy w Wiśle sporo utalentowanych zawodników. Dużą rolę odgrywa w tym Jasiu Szturc. W tej kategorii wiekowej, którą on trenuje, wygrywają zawody, na przykład w swoich rocznikach zawody Lotos Cup. Z Rafałem Śliżem razem trenujemy, wspólnie w góry wychodzimy, czy ćwiczymy odbicia. Jest trochę tych zawodników.
Jesteś obecnie drugim najlepszym skoczkiem w kadrze. Odczuwasz oznaki popularności?
Nie, nie mam z tym problemu. Czasem w sklepie, gdzie najczęściej chodzę na zakupy, czy na stacji, to się ludzie pytają.
Adam Małysz trzyma kontakt z kadrą?
Był na mistrzostwach świata juniorów, bardzo tam pomagał zawodnikom. Zawsze mamy w nim wsparcie, można z nim pogadać, zawsze doradzi. W końcu z nas wszystkich ma największe doświadczenie.
Osobą, która się sprawdza w roli trenera, jest też Robert Mateja.
Tak, Mati umie prosto wytłumaczyć. Czasem niektórzy trenerzy nie rozumieją się z zawodnikami, "na około" wyjaśniają. Kierunek jest jeden, tylko jego realizacja jest różna. Mati umie powiedzieć prosto, nie zagmatwa tego. Jest pomocny.
Sezon zakończyłeś na 19 miejscu w klasyfikacji generalnej. Masz już plan na przyszły rok?
Jeszcze sobie nie postawiłem celu na następny sezon. Po mistrzostwach Polski będę miał na to czas (wywiad przeprowadzany był przed mistrzostwami, które odbyły się 24 i 25 marca - przyp. red.). Na pewno będę chciał poprawić tę lokatę. Będę chciał się ustabilizować. Na początku forma była dobra, potem różnie z tym bywało. Chciałbym cały sezon "przeskakać" na jak najwyższym poziomie. Wiem, że stać mnie na dobre skoki i dobre miejsca. W tym sezonie nie do końca udało mi się mój cel zrealizować, ale i tak było nieźle.
A jaki miałeś cel?
Chciałem punktować w każdych zawodach. Nawet zepsutymi skokami kwalifikować się do "30". Czasem to się udawało, że nawet słabsze skoki dawały awans do serii finałowej, ale nie zawsze. Dużo mnie ten sezon nauczył. Był długi i ciężki. W zasadzie pierwszy, w którym jeździłem od początku do końca. To był specyficzny sezon, było dużo zawodów. Wracało się do domu w poniedziałek, by czasem już w środę jechać na kolejne zawody. Trochę ciasno było. Cały czas w drodze. Bywało, że się człowiek budził i zastanawiał, gdzie jest (śmiech).
Ten intensywny sezon zbiegł się z faktem, że powiększyła ci się rodzina.
To prawda. Kiedy byłem we Włoszech, w Predazzo, urodziła mi się córka. Żona nie narzeka. Wie, że skokami zajmuję się od zawsze i lubię to robić. Teraz częściej jestem w domu. Czeka mnie kilka tygodni bez żadnych wyjazdów. Trochę posiedzę w domu. W lecie też nie ma tak częstych wyjazdów. Najtrudniej jest w zimie. Przyjeżdża się czasem na 2 dni, a czasem w ogóle. Wtedy jest ciężko, ale dajemy radę.
To chyba jesteś bardziej tatą rozpieszczającym dzieci.
No tak, zasadniczo pozwalam synowi na wszystko. Staram się też mu coś zawsze przywieźć. Pyta, kiedy przyjadę i co mu kupiłem (śmiech).
Masz czas na jakieś hobby niezwiązane ze skokami?
Piłkę nożną. Na nic innego już nie mam czasu. Dużo jest ciekawych rzeczy, które chciałbym spróbować, ale brakuje czasu. Na przykład przyjemnie jest pojeździć na quadzie, ale nawet nie myślę o zakupie, bo i tak wiem, że nie będę miał na to czasu. Tak jak miałem okazję latać szybowcem. To mogłoby być ciekawe hobby, ale trzeba dojechać na lotniki, trenować. Nie mam na to szans. Kiedyś wspinaliśmy się na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, bardzo fajnie to wspominam. Kuzynka się wspina na Stożku, jeździ na wyprawy. Kiedyś się z nią umawiałem, ale nie udało nam się wybrać.
Masz swój sposób na odpoczynek?
Spać na kanapie (śmiech).
Piotr Żyła: No tak. Udało się trochę punktów nazbierać, jednak niektóre starty mogły być lepsze.
Na rozwinięcie skrzydeł miał wpływ fakt zakończenia kariery przez Adama Małysza?
Myślę, że nie. Zacząłem pracować nad swoją formą, kiedy wyleciałem z kadry. Już końcówkę poprzedniego sezonu (2010/11 - przyp. red.) miałem niezłą, zbierałem wtedy jeszcze trochę doświadczenia. W tym sezonie to zaprocentowało. Efekty przyniosły letnie treningi i wykonana wcześniej praca. Myślę, że w następnym sezonie powinno być jeszcze lepiej.
Dopiero się rozkręcasz?
Miejmy taką nadzieję.
Miałeś okazję trenować z Hannu Lepistoe, kiedy współpracował z Adamem Małyszem. Teraz zbierasz owoce tej pracy?
Tak, udało się trenować wspólnie z Adamem, gdy miał obóz w Wiśle Malince. Wtedy też z trenerem Jasiem Szturcem tam pracowaliśmy. Kiedy trener nie mógł być na treningu, pracowałem z Hannu. To było cenne doświadczenie.
Zgadasz się z opinią, że jak trenujesz z Janem Szturcem, to lepiej skaczesz?
Trener Jasiu ma bardzo duży wpływ na mnie. W tej chwili ciężko by mi było z innym trenerem współpracować. Wiadomo, że jak jestem na zgrupowaniach czy na zawodach to pracuję z innymi trenerami, ale przygotowuję się z Jasiem Szturcem. Do niego mam największe zaufanie. Dobrze się nam razem pracuje.
Jak się czujesz jako rekordzista Polski w długości skoku narciarskiego?
To ciekawy epizod w mojej karierze. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że to będzie skok na rekord. Udało się, leciało się bardzo przyjemnie. Zobaczymy, jak długo będzie do mnie należał. Myślę, że w przyszłym sezonie, jeśli będą zawody w Vikersund, ktoś go poprawi. Może mnie się uda (śmiech).
Skocznia w Vikersund stała się twoją ulubioną?
Raczej nie. Miałem wtedy jeden dzień, kiedy dobrze tam skakałem. Wcześniej niespecjalnie dobrze mi się tam skakało. Trzy skoki miałem takie, że troszkę lepiej ją wyczułem. Jest dość specyficzna. Może coś z tych dobrych skoków zostanie i w przyszłości stanie się tą ulubioną.
Na ten moment gdzie ci się najlepiej skacze?
Jest tak, że jak się jest w formie, to się wszędzie dobrze skacze. Skocznie, na których lubię skakać, to jest ta w Zakopanem, w Villach, choć dawno tam nie byłem. Fajnie skacze się w Szczyrku i na naszej w Wiśle Malince. Skocznie, na których się trenuje, zna się lepiej.
Sezon się skończył, czas na odpoczynek?
Nie planuję odpoczynku, choć sugerują to trenerzy. W zeszłym sezonie też nie robiłem przerwy, trenowałem cały czas. Nie jestem zmęczonym sezonem, nie potrzebuję odpoczywać. Trzeba zacząć się przygotowywać do następnego sezonu. Wiadomo, że teraz trening jest inny niż ten bezpośrednio przed sezonem, czy w trakcie sezonu. Bardziej ogólny, utrzymanie kondycji. Wychodzę w góry, na siłowni ćwiczę mięśnie rąk, brzucha, grzbietu. Troszkę trzeba przypakować, żeby mieć bazę wyjściową. Wcześniej, jak wracałem po 1,5 miesięcznej przerwie, to miesiąc nie dało się dojść do siebie. Ciężko było mi "zastartować". Jestem potem za bardzo rozleniwiony. Jak pracuję na bieżąco, nie ma problemu z zakwasami, zmęczeniem. Dochodzi do tego też piłka. Zaczyna się robić fajna pogoda, więcej będę grać w piłkę, może 2-3 razy w tygodniu.
Jak teraz, w tym okresie poprzedzającym bezpośrednie przygotowania do sezonu, będą wyglądać twoje treningi?
Planuję działać podobnie jak rok temu. To mi pasowało. W poniedziałek wybieram się w góry tak na 2-3 godziny. W zależności od terenu, albo stosuję marszobieg albo delikatny trucht. We wtorek siłownia, ćwiczenia ogólne. Stosuję 10 stacji powtarzanych seriami. Wieczorem mamy rezerwację Orlika i gramy 1,5 godziny w piłkę. W środę trenuję odbicia. Średnio wykonuję 120-150 odbić. Od czwartku powtarzam ten cykl, niedzielę robię sobie wolną. Chyba, że jakiś mecz się trafi, wtedy w niedzielę się gra. Czasem w piątek, w te dni odbywa się liga "6".
Zaczynasz mieć wsparcie w młodszych kolegach. Coraz pewniej skacze Aleksander Zniszczoł, rozkręca się Tomasz Byrt. Ekipa wiślańska rośnie w siłę?
Tak. Olek, wicemistrz świata juniorów, niedużo mu zabrakło do złotego medalu. Tomek też w drużynie podczas mistrzostw dobrze się pokazał. Mieli takie momenty, kiedy skakali fajnie. Olek w Zakopanem rewelacyjnie skakał, zajmując 9 i 14 miejsce. Jest grupa młodych skoczków, którzy zaczynają dochodzić do dobrej formy. Do kadry z czasem pewno dostanie się Mateusz Kojzar czy Szymon Szostok. Mamy w Wiśle sporo utalentowanych zawodników. Dużą rolę odgrywa w tym Jasiu Szturc. W tej kategorii wiekowej, którą on trenuje, wygrywają zawody, na przykład w swoich rocznikach zawody Lotos Cup. Z Rafałem Śliżem razem trenujemy, wspólnie w góry wychodzimy, czy ćwiczymy odbicia. Jest trochę tych zawodników.
Jesteś obecnie drugim najlepszym skoczkiem w kadrze. Odczuwasz oznaki popularności?
Nie, nie mam z tym problemu. Czasem w sklepie, gdzie najczęściej chodzę na zakupy, czy na stacji, to się ludzie pytają.
Adam Małysz trzyma kontakt z kadrą?
Był na mistrzostwach świata juniorów, bardzo tam pomagał zawodnikom. Zawsze mamy w nim wsparcie, można z nim pogadać, zawsze doradzi. W końcu z nas wszystkich ma największe doświadczenie.
Osobą, która się sprawdza w roli trenera, jest też Robert Mateja.
Tak, Mati umie prosto wytłumaczyć. Czasem niektórzy trenerzy nie rozumieją się z zawodnikami, "na około" wyjaśniają. Kierunek jest jeden, tylko jego realizacja jest różna. Mati umie powiedzieć prosto, nie zagmatwa tego. Jest pomocny.
Sezon zakończyłeś na 19 miejscu w klasyfikacji generalnej. Masz już plan na przyszły rok?
Jeszcze sobie nie postawiłem celu na następny sezon. Po mistrzostwach Polski będę miał na to czas (wywiad przeprowadzany był przed mistrzostwami, które odbyły się 24 i 25 marca - przyp. red.). Na pewno będę chciał poprawić tę lokatę. Będę chciał się ustabilizować. Na początku forma była dobra, potem różnie z tym bywało. Chciałbym cały sezon "przeskakać" na jak najwyższym poziomie. Wiem, że stać mnie na dobre skoki i dobre miejsca. W tym sezonie nie do końca udało mi się mój cel zrealizować, ale i tak było nieźle.
A jaki miałeś cel?
Chciałem punktować w każdych zawodach. Nawet zepsutymi skokami kwalifikować się do "30". Czasem to się udawało, że nawet słabsze skoki dawały awans do serii finałowej, ale nie zawsze. Dużo mnie ten sezon nauczył. Był długi i ciężki. W zasadzie pierwszy, w którym jeździłem od początku do końca. To był specyficzny sezon, było dużo zawodów. Wracało się do domu w poniedziałek, by czasem już w środę jechać na kolejne zawody. Trochę ciasno było. Cały czas w drodze. Bywało, że się człowiek budził i zastanawiał, gdzie jest (śmiech).
Ten intensywny sezon zbiegł się z faktem, że powiększyła ci się rodzina.
To prawda. Kiedy byłem we Włoszech, w Predazzo, urodziła mi się córka. Żona nie narzeka. Wie, że skokami zajmuję się od zawsze i lubię to robić. Teraz częściej jestem w domu. Czeka mnie kilka tygodni bez żadnych wyjazdów. Trochę posiedzę w domu. W lecie też nie ma tak częstych wyjazdów. Najtrudniej jest w zimie. Przyjeżdża się czasem na 2 dni, a czasem w ogóle. Wtedy jest ciężko, ale dajemy radę.
To chyba jesteś bardziej tatą rozpieszczającym dzieci.
No tak, zasadniczo pozwalam synowi na wszystko. Staram się też mu coś zawsze przywieźć. Pyta, kiedy przyjadę i co mu kupiłem (śmiech).
Masz czas na jakieś hobby niezwiązane ze skokami?
Piłkę nożną. Na nic innego już nie mam czasu. Dużo jest ciekawych rzeczy, które chciałbym spróbować, ale brakuje czasu. Na przykład przyjemnie jest pojeździć na quadzie, ale nawet nie myślę o zakupie, bo i tak wiem, że nie będę miał na to czasu. Tak jak miałem okazję latać szybowcem. To mogłoby być ciekawe hobby, ale trzeba dojechać na lotniki, trenować. Nie mam na to szans. Kiedyś wspinaliśmy się na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, bardzo fajnie to wspominam. Kuzynka się wspina na Stożku, jeździ na wyprawy. Kiedyś się z nią umawiałem, ale nie udało nam się wybrać.
Masz swój sposób na odpoczynek?
Spać na kanapie (śmiech).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz