czwartek, 1 marca 2012

Wywiad z Robertem Mateją

Alicja Kosman: Można powiedzieć, że zadanie wykonane?
Robert Mateja: Myślę, że tak, choć jest pewien niedosyt. Gdyby wszystko się ułożyło po naszej myśli, to można było zdobyć złoto w drużynówce, a w indywidualnym też szkoda Klimka, bo był w stanie walczyć o medal. Olek wykonał swoje zadanie bardzo dobrze. Nie ukrywam, że liczyliśmy na medal w Erzurum i dokładnie to Olek zrobił. Spodziewaliśmy się troszeczkę lepszych miejsc od Tomka Byrta i Bartka Kłuska, no ale też wyszło nieźle, znaleźli się w drugiej dziesiątce. Bo po skokach treningowych liczyliśmy po cichu, że będą w pierwszej dziesiątce.

Wszyscy nasi juniorzy mogą jeszcze się poprawić za rok.
Ci z rocznika 1993 mają jeszcze szansę za rok, a Klimek i Olek jeszcze dwa lata będą juniorami. Ale to nie do końca tak jest, ponieważ na przykład skakał tutaj Lukas Mueller, który był już mistrzem świata, a od tej pory indywidualnie już nie zdobył medalu. Na razie żyjemy tym sezonem, mamy jeszcze parę startów do końca zimy, a jak będzie za rok, to zobaczymy.

Klimek był bardzo zdenerwowany po tym, jak pobił rekord skoczni, ale seria została anulowana?

Trochę tak. Uspokajaliśmy go, że dobrze skacze i potem rzeczywiście oddał dobry skok, tyle że warunki były zdecydowanie grosze. On trafił na najgorsze z całej czołówki. To nawet nie był silny wiatr, ale ruchy powietrza z przodu albo z tyłu, a w dzisiejszych skokach nawet minimalny podmuch robi ogromną różnicę.

Mistrzostwom towarzyszyły duże emocje, stres?
Nie, podchodziliśmy do tych mistrzostw jak do normalnych zawodów, jak do Pucharu Kontynentalnego czy Świata. Żadnego szału nikt nie robił. Zrobili swoje, co każdy umiał najlepiej. Myślę, że właśnie tak muszą do tego podchodzić, nie myśleć o randze zawodów czy presji. Wtedy wynik przychodzi sam.

W Turcji towarzyszył wam Adam Małysz.
Był szefem naszej reprezentacji i myślę, że się bardzo dobrze wywiązał z tej funkcji. Mieliśmy troszkę problemów na początku, bo jeden z zawodników zostawił kombinezony w autobusie i ciężko było je później odnaleźć. Adam interweniował w tej kwestii i udało mu się to załatwić. Poza tym służył nam swoją radą na skoczni, podawał jaki jest wiatr oraz wnikliwie analizował z nami skoki. Wiadomo, chcielibyśmy, żeby zawsze nam towarzyszył, ale to zależy tylko od niego. Często jest zajęty i nie zawsze może znaleźć czas. Ale myślę, że współpraca jeszcze będzie i Adam nieraz pojawi się na skoczni. Mówił, że może pojedzie do Planicy, ale jeszcze nie wiadomo na sto procent.

Teraz wraz z Olkiem Zniszczołem i Klimkiem Murańką lecisz do Lahti na Puchar Świata.
Łukasz uznał, że da szansę Olkowi i Klimkowi i myślę, że bardzo dobrze. Będą mieli duże pole do popisu. Myślę, że ich forma jest nawet nieco wyższa niż przed wyjazdem do Erzurum, ale wiadomo, z pogodą bywa różnie, a konkursy w Skandynawii są bardzo trudne.

Jest szansa na start tej pary juniorów w Planicy?
Zobaczymy jak im pójdzie w najbliższych startach, ale jest duża szansa. To, że obaj nie mają jeszcze osiemnastu lat nie ma znaczenia, bo skaczą równo, dobrze technicznie. Są bardzo dobrze wyszkoleni i jeśli tylko utrzymają formę, to myślę, że wystartują w Planicy.

A co z pozostałymi? Kto wystartuje w Pucharze Kontynentalnym?
Do Predazzo i Kuopio wyruszą: Bartłomiej Kłusek, Grzegorz Miętus, Tomasz Byrt, Jan Ziobro, Dawid Kubacki, Marcin Bachleda i Stefan Hula.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz