wtorek, 6 marca 2012

"Cudowne dziecko" powraca

Klimek Murańka - "cudowne dziecko". Dlaczego znów głośniej mówi się o nim? Bo w poprzedni weekend zdobył swoje pierwsze punkty PŚ.

Ogłoszono go cudownym dzieckiem polskich skoków, gdy miał 10 lat, bo poleciał 135,5 m na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Już wtedy o nim mówiono "następca Małysza". W 2004 roku podczas Letniejo Grand Prix w Zakopanem miał pełnić rolę przedskoczka. Niestety, przed samymi zawodami, kiedy już dostał akredytację zawodnika, uznano, że jest za młody. Bardzo to przeżył. Oznaczało to powrót na skocznię K35...

"Szum medialny wokół Klimka na pewno mu nie pomógł. Wszyscy chcieli go jak najszybciej wypromować, a on potrzebował spokojnego treningu. Powinien startować wyłącznie w zawodach dzieci, żeby jego rozwój przebiegał płynnie. Lecz wtedy wokół skoków panował szum. Były bardzo popularne, głównie ze względu na Adama Małysza. Co nie zmienia faktu, że Klimek to nadal wielki talent"
– podkreśla opiekun młodzieżowej reprezentacji Polski Robert Mateja.

W 2005 roku Klimek zdobył tytuł mistrza świata dzieci w Garmisch-Partenkirchen. Potem zdarzały się tylko przepłyski. Dwa lata później zdobył brązowy medal mistrzostw Polski seniorów na średniej skoczni w Zakopanem, a w grudniu zajął drugie miejsce na Wielkiej Krokwi. Ówczesny trener kadry Hannu Lepistö przyznał, że nie kojarzy skoczka, który w wieku 13 lat prezentowałby się tak dobrze. Rok później zakopiańczyk wystąpił w kwalifikacjach zawodów o Puchar Świata w Zakopanem, w których zajął ostatnie miejsce. Najmłodszy w historii zawodnik dopuszczony do udziału w zawodach tej rangi opuszczał skocznię z płaczem...

"Kilka lat temu Klimek oddawał świetne skoki, ale był bardzo lekki, miał jeszcze posturę dziecka. W ostatnich dwóch latach bardzo urósł i dlatego trzeba było zmienić technikę, dopasować ją do wzrostu 178 cm i przesuniętego środka ciężkości. Na szczęście dojrzały już Klemens stał się bardzo solidnym zawodnikiem, realizuje każdy program, jaki mu się poleci. Jeszcze trochę pracy i będą efekty" – przekonywał Mateja w rozmowie przed weekendem w Lahti.

I efekty przyszły - Klimek wystartował w konkursie drużynowym, w którym Polska drużyna wskoczyła na podium, a następnego dnia zdobył swoje pierwsze 10 punktów. Adam Małysz też wcześnie zaczynał punktować. No ale nie zapomnijmy o pewnym Austriaku - Gregor Schlierenzauer w wieku 17 lat wygrywał już konkursy Pucharu Świata.
Ostatnio o Klimku nie mówiło się już tak duzo, bo w rywalizacji na skoczka światowego formatu prześcignął go Olek Zniszczoł - tych dwóch rywalizowało ze sobą od dziecka. Obaj są dowodem na opłacalność Narodowego Programu Rozwoju Skoków Narciarskich „Szukamy następców mistrza". Olek w 2011 roku zwyciężył w letniej części Pucharu Kontynentalnego i zdobył drużynowo srebrny medal w mistrzostwach Polski. W niedawnych mistrzostwach świata juniorów w Erzurum sięgnął po srebro indywidualnie i w drużynie (razem z Klimkiem).

"Olek nie rósł tak szybko jak Klimek. U niego ten proces przebiegał bardziej równomiernie, co sprzyjało zachowaniu formy. Ustabilizował już skoki. Jeśli zdarzają mu się słabsze próby, to wynikają z braku treningu, bo często startuje. Można powiedzieć, że Zniszczoł jest troszkę spokojniejszy od Murańki, bardziej ułożony"
– ocenia Robert Mateja.

Trener młodzieżówki przekonuje, że to nie koniec potencjalnych nowych twarzy w naszej seniorskiej kadrze. "Mamy grupę pięciu, sześciu zawodników urodzonych w latach 1993 i 94, których uważam za bardzo duże talenty. To są właśnie efekty małyszomanii. Kiedy Adam zaczął wygrywać, dzieci garnęły się na skocznie. Między innymi Klimek i Olek. Teraz przyszedł ich czas. Myślę, że najbliższe lata powinny być bardzo owocne dla polskich skoków."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz