środa, 20 marca 2013

Tajner: Piotr Żyła to specyficzny zawodnik. Nikt nie wie, co siedzi w jego głowie

Z Apoloniuszem Tajnerem, prezesem Polskiego Związku Narciarskiego, rozmawia Robert Małolepszy (www.polskatimes.pl)

Zwycięstwo Piotra Żyły na skoczni Holmenkollen to szczęśliwy traf czy zapowiedź tego, co czeka nas częściej, czyli zwycięstwa nie tylko Kamila Stocha, ale też pozostałych naszych zawodników?
Oczywiście bardzo chciałbym powiedzieć już dziś, że zapowiedź tego, co nasz czeka, ale na teraz, zwłaszcza w przypadku Piotrka Żyły, trudno powiedzieć, czy uda mu się powtórzyć ten wynik. Teraz wszystko zależy od niego.

Aż tak wielkie miał szczęście?
To nie tak. Piotrek był i jest w wysokiej formie. Ale przecież nawet on sam nie wierzył w to, że stać go na zwycięstwa. Widział się gdzieś góra w pierwszej dziesiątce, ale nie na podium.

Chęć powtórzenia wyniku może spętać mu teraz nogi na długo?
Może. Tak do końca to przecież nikt nie wie, co siedzi w jego głowie. To bardzo specyficzny zawodnik. Ale równie dobrze może być tak, że ten triumf otworzy my oczy, pozwoli uwierzyć w siebie. Przewartościuje jego cele. Ważne, żeby nie myślał o powtórzeniu wyników, ale dobrych skoków. Wtedy ma szansę znów wskoczyć do dziesiątki, a jak się jest w dziesiątce, to zawsze może przytrafić się podium. Tak było też z Adamem Małyszem. Gdy zaczynaliśmy z nim pracę, nie zakładaliśmy wcale, że będzie deklasował rywali. Celem było regularne wskakiwanie do pierwszej dziesiątki.

Piotr Żyła ma papiery na to, żeby regularnie być w ścisłej czołówce? 

Z całą pewnością ma chyba najsilniejsze odbicie nie tylko w całej naszej kadrze, ale być może w całej szerokiej czołówce światowej. To nie jest odbicie, to jest jak kopnięcie konia. On z miejsca skacze 3,47 m. To jest niesamowity wynik. W 1906 roku, gdy skok z miejsca był jeszcze konkurencją olimpijską, wywalczyłby brązowy medal igrzysk.

Nie boi się Pan, że nagła sława może go przygnieść?
Pewnie, że się boję. To zawsze może się zdarzyć. Ale ze skoczkami cały czas jest psycholog Kamil Wódka. I on ma czuwać nad Piotrkiem. Ja tylko apeluję do mediów i kibiców - nie oczekujmy od niego od razu Bóg wie czego. Jan Matura wygrał w Sapporo dwa konkursy. Ale w kolejnych wrócił do swojego poziomu. Takie są skoki. Czasem całe życie trzeba czekać na te swoje wymarzone starty.

Ktoś jeszcze w naszej drużynie ma papiery na to, by iść w ślady Stocha i Żyły?

Praktycznie każdy z zawodników, których ma teraz w kadrze Łukasz Kruczek, ma szansę na to, by zaistnieć. Może nie regularnie, ale mieć w każdym sezonie swój konkurs, dwa, może trzy, w których błyśnie.

Maciej Kot wygląda na bardzo ambitnego. Widać, że jego aktualne wyniki go nie zadowalają.
Maciej to chłopak z dużym potencjałem. Bardzo chce skakać daleko. Za bardzo. On jest pięć lat młodszy od Kamila Stocha i nawet porównania z Kamilem mi się nasuwają. On też miał problem z tym, że za szybko chciał przeskoczyć okres dojrzewania w skokach. Ten sam problem ma Maciek. Ale on dojrzeje, i wtedy będzie wskakiwał do dziesiątki...

Ktoś jeszcze?
Tak jak powiedziałem, każdy z kadry Łukasza Kruczka. Dawid Kubacki ma naprawdę rewelacyjne odbicie, ale na razie jest zbyt pasywny w powietrzu. Stefan Hula, jak jest w formie, może powalczyć o wysokie lokaty, a Krzysiek Miętus ma takie okresy 2-3 tygodni, że jak łapie formę, to może być groźny dla najlepszych. To kwestia czasu, kiedy któremuś z nich szczęście dopisze, tak jak Piotrkowi Żyle.

Czy ten sezon będzie przełomowy dla Kamila Stocha, czy mistrzostwo świata w Val di Fiemme sprawi, że będzie regularnie stawał na podium, przestanie psuć drugie skoki, zacznie wytrzymywać ciśnienie?
Ja myślę, że to się u niego stało już w poprzednim sezonie. W tym na początku było trochę błędów i przez to forma przyszła później. Ale Kamil już przed tym sezonem nie bał się mówić, że chce walczyć o najwyższe cele, nawet o Puchar Świata. Jestem niemal pewien, że w Planicy znów będzie w wielkiej formie i powalczy z Bardalem o drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. On lubi tam latać.

W Lahti i Oslo tracił jednak miejsce na podium, które zajmował po pierwszej serii.
Ale nie psuł skoków. W Lahti trafił na kiepskie warunki. Ale skok był dobry. W Oslo, gdyby nie obniżenie belki, pewnie by wygrał.

Łukasz Kruczek przekombinował?
Nie. Zabrakło im szczęścia. Przed konkursem ustalili z Kamilem, że jak w drugiej serii będzie wiało pod narty, obniżą rozbieg o jedną belkę. Praktycznie przez całą serię takie warunki były. Gdy Łukasz zarządził obniżenie rozbiegu, też wiało pod narty, ale nim przełożyli belkę o stopień, Kamil ruszył, to gdy był już na progu, trafił na ciszę. I dlatego poleciał tak blisko.

Pan jest zwolennikiem przestawiania belek przez szkoleniowców?
Nie i mam nadzieję, że po sezonie ten przepis zostanie anulowany. Pierwotnie obniżenie belki miało być wykorzystywane przez trenerów, by zapewnić bezpieczeństwo zawodnikom. Teraz zrobiła się z tego zagrywka taktyczna. Powinno się zostawić możliwość obniżania belki wyłącznie jury.

Dlaczego?
Bo nawet ja nie wiem po wielu skokach, czy się cieszyć, czy nie. Czy skok był dobry, czy nie. A co ma powiedzieć zwykły kibic, który skoki ogląda w telewizji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz