Nie jest dobrze cieszyć się z nieszczęścia innych, ale tym razem trudno nie kryć radości. Już po zakończeniu konkursu drużynowego reprezentacja Polski, pierwotnie sklasyfikowana na 4. miejscu, awansowała na najniższy stopień podium po tym, jak sędziowie zweryfikowali wynik Andersa Bardala z pierwszej serii. Odjęcie kilku punktów spowodowało, że Norwegia w klasyfikacji końcowej spadła za Polskę.
To historyczny wyczyn polskiego zespołu, bowiem po raz pierwszy nasza drużyna narodowa znalazła się na podium światowego czempionatu. Nie popisali się sędziowie, którzy źle policzyli noty Andresa Bardala z pierwszej rundy, przez co początkowo wydawało się, że nasz zespół przegrał minimalnie walkę o podium z Niemcami.
Jako pierwszy z Biało-Czerwonych na rozbiegu pojawił się Maciej Kot, który skoczył 123 m. Metr bliżej od niego wylądował Piotr Żyła, następnie 126 metrów dorzucił Dawid Kubacki, a zakończył kapitalnym skokiem na 134 metry Kamil Stoch.
Jako pierwszy z Biało-Czerwonych na rozbiegu pojawił się Maciej Kot, który skoczył 123 m. Metr bliżej od niego wylądował Piotr Żyła, następnie 126 metrów dorzucił Dawid Kubacki, a zakończył kapitalnym skokiem na 134 metry Kamil Stoch.
Wśród Austriaków najlepszy był Wolfgang Loitzl, który skokiem na odległość 130,5 m ustąpił jedynie Bardalowi i Stochowi. Nieźle poradził sobie Manuel Fettner (125,5 m), ale słabiej zaprezentował się Thomas Morgenstern - tylko 121 metrów. Dopiero dziesiąty wynik w całej pierwszej serii (124,5 m) zanotował Gregor Schlierenzauer.
Do Niemców podopieczni Łukasza Kruczka tracili tylko pięć punktów. Nasi zachodni sąsiedzi ten wynik zawdzięczali głównie świetnej próbie Andreasa Wanka, który w pierwszej serii osiągnął aż 135,5 metrów, a w drugiej z niskiej belki doleciał do 126,5 metrów.
To dało Niemcom bezpieczną przewagę nad Polakami, którzy w drugiej serii prezentowali wyrównany poziom. Kot uzyskał 128,5 m, a Żyła i Kubacki lądowali tylko pół metra bliżej. Kamil Stoch zakończył występ naszej drużyny skokiem na 130 metrów, ale jak się później okazało zabrakło dosłownie jednego metra, aby wyprzedzić Niemców.
Walka o złoto praktycznie rozstrzygnęła się po fatalnej próbie Toma Hilde (zaledwie 118 metrów) w drugiej rundzie. Przez moment Norwegia spadła nawet na czwarte miejsce, za Polskę i Niemcy, ale po świetnych skokach Bardala i Jacobsena (odpowiednio na 129 i 131,5 metrów) wrócili do gry. Tylko do momentu ogłoszenia fatalnego błędu sędziów.
Sukces Austriaków był już w zasadzie rozstrzygnięty po próbie Manuela Fettnera na 128 metrów. Kiedy Thomas Morgenstern doleciał na 129,5 metrów rozpoczęły się pierwsze gratulacje, bowiem nikt nie dopuszczał myśli, że Gregor Schlierenzauer zepsuje kończący całe zawody skok. Lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata wylądował na 129 metrze i w ten sposób mógł świętować z kolegami z drużyny swój upragniony złoty medal na MŚ w Val di Fiemme.
Po zawodach, gdy Biało-Czerwoni byli już pogodzeni z czwartą lokatą, zawodnicy z Austrii, m.in. Thomas Morgenstern, zwrócili uwagę sędziom na błędną punktację Andersa Bardala, któremu źle policzono notę za belkę najazdową. Wybuchło zamieszanie, ale decyzja była jedna - Bardal stracił punkty, reprezentacja Norwegii zaś medal. Trener Norwegów, Alexander Stoeckl, wraz ze swoją ekipą złożył protest, który został odrzucony. Po chwili Austraik pogratulował Łukaszowi Kruczkowi, polscy zawodnicy utonęli w objęciach.
- To Włochy i wszystko jest możliwe - powiedział Tomaszowi Kalembie z Eurosport.Onet.pl szczęśliwy Łukasz Kruczek.
Do Niemców podopieczni Łukasza Kruczka tracili tylko pięć punktów. Nasi zachodni sąsiedzi ten wynik zawdzięczali głównie świetnej próbie Andreasa Wanka, który w pierwszej serii osiągnął aż 135,5 metrów, a w drugiej z niskiej belki doleciał do 126,5 metrów.
To dało Niemcom bezpieczną przewagę nad Polakami, którzy w drugiej serii prezentowali wyrównany poziom. Kot uzyskał 128,5 m, a Żyła i Kubacki lądowali tylko pół metra bliżej. Kamil Stoch zakończył występ naszej drużyny skokiem na 130 metrów, ale jak się później okazało zabrakło dosłownie jednego metra, aby wyprzedzić Niemców.
Walka o złoto praktycznie rozstrzygnęła się po fatalnej próbie Toma Hilde (zaledwie 118 metrów) w drugiej rundzie. Przez moment Norwegia spadła nawet na czwarte miejsce, za Polskę i Niemcy, ale po świetnych skokach Bardala i Jacobsena (odpowiednio na 129 i 131,5 metrów) wrócili do gry. Tylko do momentu ogłoszenia fatalnego błędu sędziów.
Sukces Austriaków był już w zasadzie rozstrzygnięty po próbie Manuela Fettnera na 128 metrów. Kiedy Thomas Morgenstern doleciał na 129,5 metrów rozpoczęły się pierwsze gratulacje, bowiem nikt nie dopuszczał myśli, że Gregor Schlierenzauer zepsuje kończący całe zawody skok. Lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata wylądował na 129 metrze i w ten sposób mógł świętować z kolegami z drużyny swój upragniony złoty medal na MŚ w Val di Fiemme.
Po zawodach, gdy Biało-Czerwoni byli już pogodzeni z czwartą lokatą, zawodnicy z Austrii, m.in. Thomas Morgenstern, zwrócili uwagę sędziom na błędną punktację Andersa Bardala, któremu źle policzono notę za belkę najazdową. Wybuchło zamieszanie, ale decyzja była jedna - Bardal stracił punkty, reprezentacja Norwegii zaś medal. Trener Norwegów, Alexander Stoeckl, wraz ze swoją ekipą złożył protest, który został odrzucony. Po chwili Austraik pogratulował Łukaszowi Kruczkowi, polscy zawodnicy utonęli w objęciach.
- To Włochy i wszystko jest możliwe - powiedział Tomaszowi Kalembie z Eurosport.Onet.pl szczęśliwy Łukasz Kruczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz