Początek sezonu nie był zbyt udany dla naszych skoczków narciarskich. Niby wszystko wyglądało dobrze, ale brakowało odległości, a co za tym idzie dobrych miejsc. Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej. I jak się okazuje znaleziono przyczynę takiego stanu rzeczy.
- Prawda jest taka, że nie tylko dobra dyspozycja może dać nam dobre wyniki. Wiadomo, że zawodnik będący w dobrej formie, ale dysponujący kiepskim sprzętem i materiałem, nie zrobi dobrego wyniku. Jeżeli wszystko zaś jest w porządku ze sprzętem, to też głowa jest spokojniejsza i wtedy łatwiej o te dobre skoki - powiedział Kamil Stoch.
Wygląda zatem na to, że od nowinek technicznych w skokach nie uciekniemy. Polacy są tego najlepszym przykładem. Wystarczyło zastosować inny materiał do kombinezonów i od razu przyszły wyniki.
- W Kuusamo było tak, że były różne hipotezy - nie do końca sprawdzone - naszych słabszych wyników. Zaczęliśmy powoli to wszystko testować. I okazało się, że kombinezony są teraz kluczowym elementem naszych skoków, które nie były przecież złe. Po lecie nasza forma nie odbiegała od wysokiej, a brakowało nam metrów. Nawet na Turnieju Czterech Skoczni miałem taką sytuację, że pomiędzy kombinezonem, jakim dysponowałem w Oberstdorfie, a tym, jakie miałem w Garmisch-Partenkirchen i Innsbrucku, była różnica około sześciu metrów w długości skoku. A to jest naprawdę bardzo dużo - przekonywał Maciej Kot.
- Cieszy to, że testujemy i pracujemy nad tym, by jak najbardziej udoskonalić nasz sprzęt w ramach przepisów. Mam też nadzieję, że będziemy mieli możliwość sprawdzenia, która belka materiału jest lepsza. Mówiąc wprost. Potrzeba nam więcej takich belek. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zwiększenie nakładów i zaryzykowanie. To na pewno jeszcze poprawi nasze wyniki. Właśnie w tych kombinezonach czuć rezerwę - dodał.
Łukasz Kruczek, trener naszej kadry, nie ma wątpliwości, że wynik w skokach narciarskich w dużej mierze zależy od dostępu do jak najlepszych materiałów. Brak takiej możliwości był właśnie jedną z przyczyn zakończenia kariery przez Niemca Stephana Hocke, drużynowego mistrza olimpijskiego z Salt Lake City. Stwierdził on, że sprzęt, jaki otrzymuje, nie pozwala mu na konkurowanie z najlepszymi, co zmusza go do zakończenia kariery.
- Materiał czasami może dać nawet 80 procent wyniku. Dodaje pewności zawodnikowi, bo jeżeli wie, że ma sprzęt, w którym może rywalizować z konkurencją, to inaczej podchodzi do startów. Czasami niestety ta kwestia jest bagatelizowana. Ten sport w tym momencie jest naprawdę bardzo
zaawansowany technologicznie i trzeba cały czas patrzeć na konkurencję. Nie wolno być krok z nią - przekonywał Kruczek.
Polska reprezentacja coraz mocniejszy nacisk kładzie właśnie na nowinki. To właśnie Biało-Czerwoni już latem testowali nowy rodzaj obuwia, podobny do tego, jaki stosują norwescy i niemieccy skoczkowie, a wokół, którego spory szum zrobili Austriacy. Ci ostatni to specjaliści od "produkowania" sprzętu dającego przewagę. Teraz jednak dostali prztyczka w nos i to od... Austriaka Alexandra Stoeckla, który jest trenerem norweskiej kadry.
Nie wszystkim naszym zawodnikom nowy rodzaj, bardziej sztywnego obuwia, odpowiada. Specjaliści jednak twierdzą, że wkrótce cała światowa czołówka będzie w takich skakać. Buty te dają nartom
większą stabilność w momencie wyjścia z progu.
- Podobne rozwiązanie testowaliśmy już pod koniec lata. Jednym to spasowało, drugim nie. To jest chyba bardziej rozwiązanie dla zawodników, których narty bardziej kantują. Jak ktoś płasko prowadzi narty, to raczej nie pomaga. Moim zdaniem to rozwiązanie tylko dla pewnej grupy zawodników. Na pewno nie będzie skakać w nich cała czołówka. Choć pewnie zaczną się kombinacje z tymi butami - przyznał Kot.
- Norwegowie na pewno nie skaczą tak daleko przez buty. To tylko jeden z czynników, który może dać jeden-dwa metry więcej, ale to nie jest on decydujący. Próbowaliśmy też podobnego rozwiązania, ale nie wszystkim ono pasowało. Od razu na pierwszym śniegu zrezygnowałem z tej nowinki. Może to kwestia przyzwyczajenia - dodał Piotr Żyła, który podobnie jak Kot twierdzi, że większe rezerwy są w kombinezonach.
I być może ma rację. Gerhard Hofer, jeden z najbardziej znanych na świecie serwismenów w skokach narciarskich, twierdzi, że Norwegom w dalekim skakaniu nie pomagają tak buty, jak kombinezony, które mają coś specyficznego w kroku.
- Nie jest wykluczone, że Norwegowie znaleźli coś jeszcze w kombinezonach, co znacznie pomaga im skakać. Widać w powtórkach, że te kombinezony układają im się znakomicie. To nie jest możliwe, że wszyscy Norwegowie nagle zaczęli skakać tak dobrze - powiedział Kot.
- Mieszkaliśmy z nimi w hotelu w Garmisch-Partenkirchen i widzieliśmy przez otwarte drzwi, że ich stroje, kiedy wisiały na wieszaku, przybierały inny kształt niż nasze. Widać, że mają inny krój. Poza tym widać, że skaczą w różnych kolorach kombinezonów. Mają zatem dużo materiałów i mogą spokojnie testować - dodał.
Zresztą nie próżnuje także polska ekipa, w której za kombinezony odpowiedzialny jest Zbigniew Klimowski. Sytuacja wymusiła, że z trenera musiał się on "przekwalifikować" na krawca.
- Mamy w końcu dobry materiał na kombinezony. Trudno mówić o tym, że wcześniej były one źle uszyte. Problemy mieliśmy z materiałem. Przed sezonem każdy zawodnik dostał po pięć kombinezonów, ale żaden z tych materiałów, które były zastosowane nie pasował. Wróciliśmy zatem do starych kombinezonów, wykorzystując do ich poprawek materiał z nogawek. Teraz mamy lepszą sytuację, bo firma 4F zakupuje nam dobry materiał w Szwajcarii. Dzięki temu w samochodzie wożę dwa wałki
materiału i w razie czego robię poprawki - powiedział Klimowski, którego cudowne ręce sprawiły, że Polacy w końcu zaczęli dobrze skakać, choć Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego twierdzi, że kombinezony są tylko jednym z czynników poprawy.
- We wszystkim po trochu tkwił problem. Kiedy usunęliśmy problemy z kombinezonami, to od razu zaczęła wskakiwać na swoje miejsce reszta elementów. Moim zdaniem przyszła też spora obniżka formy, co jest normalne w skokach, ale akurat zbiegło się to z problemami z kombinezonami. Teraz mamy jedną zasadniczą zmianę. Sami w tej chwili ściągamy materiały. Zbyszek Klimowski, który ma kroje na wszystkich zawodników, szyje je sam. To zajmuje mniej czasu niż poprawa tych uszytych wcześniej, a potem dopasowywanie na bieżąco. To bardzo żmudna praca - powiedział były trener kadry.
- Każdy ma swoje drobne rzeczy, w których można coś poprawić. Ekipy podglądają się nawzajem i w tej kwestii na pewno nie jesteśmy z tyłu - zapewnia Klimowski.
Kto wie, czy ewolucja sprzętu nie doprowadzi przy okazji do zmiany stylu w skokach.
"U Andersa Jacobsena widać, jak narty prawie do połowy lotu idą mu płasko i dopiero w drugiej fazie układają się w styl V, dzięki czemu on szybko przelatuje przez opór powietrza, a później łapie lepsze noszenie" - analizował Jan Szturc, pierwszy trener Adama Małysza, dla "Gazety Wyborczej".
Podobnie zresztą skacze Maciej Kot. - Taką mam po prostu technikę skoku, że dość późno rozciągam tą V-kę. Jeżeli ktoś po wyjściu z progu od razu przechodzi do stylu V, to narty tak nie pracują. Po to przecież są te wiązania, żeby umożliwiały jak najbardziej płaskie prowadzenie nart. Kiedy się je rozrzuci, to wiązania już nie działają - tłumaczył nasz zawodnik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz