Jak oceniasz mistrzostwa Polski?
Adam Małysz: Poziom zawodów był całkiem fajny. Od czasu zmiany kombinezonów jest to całkiem inne skakanie. Widać, że brakuje powierzchni w locie. Po dobrym odbiciu, jak nie ma wiatru na dole, ciężko jest odlecieć.
Przez te zmiany skoki tracą na widowiskowości?
Trudno powiedzieć. Musi minąć trochę czasu, zawodnicy przyzwyczają się do zmian i skoki wrócą do dawnego poziomu. Jedyna różnica może być w tym, że gdy będzie wiatr raz z tyłu raz z przodu, to będzie jeszcze większa różnica w odległościach między zawodnikami. Teraz ci najlepsi, którzy są w super formie, jeśli wiatru nie ma, mają problem odlecieć. Wcześniej skoczek jak był w wysokiej dyspozycji, był wstanie powalczyć z odległością. Teraz jest ciężko.
Co myślisz o korytarzach powietrznych, które praktycznie zostały zlikwidowane? Jest dopuszczalna prędkość wiatru, ale jak mówi Łukasz Kruczek nie ma korytarza.
Pierwszy raz o tym słyszę. Jeśli tak jest, to jest to wygodniejsze dla jury i organizatorów zawodów, na pewno nie dla zawodników. Gdy był korytarz, delegat techniczny czy kierownik zawodów, który puszcza zawodnika jednak pilnował, żeby w miarę równych warunkach dać zgodę na start. W tym momencie ma wolną rękę. Wydaje mi się, że to jest gorsza sytuacja.
Moim zdaniem powinno być tak jak dawniej, bez pomiarów wiatru, bez różnic w belkach startowych i dodawaniem bądź odejmowaniem za to punktów. Myślę, że wcześniej bardziej atrakcyjne były skoki. Wiadomo, że zdarzały się różne przypadki, ale były dużo bardziej widowiskowe. Kibice bardziej rozumieli skoki. Teraz często jest to niezrozumiałe dla wielu z nich. Nawet nam, zawodnikom, czy osobom znającym się na skokach, często się wydaje, że zawodnik miał wiatr z tyłu, a dostaje jeszcze ujemnie punkty.
Kto był twoim faworytem na mistrzostwa Polski?
Zdecydowanie Maciek Kot. On w tym momencie jest liderem zespołu. Miejmy nadzieję, że tak zostanie też w zimie. Kamil cały czas robi postępy, ale jego skoki nie są jeszcze na tyle dobre, żeby wyprzedzić Maćka. Maciek skacze swoje. Dawid Kubacki, Piotrek Żyła skaczą nieźle. Juniorzy także pokazują się z dobrej strony, dużo lepiej skacze Olek Zniszczoł i Bartek Kusek, nie mówiąc o drugim dziś Krzyśku Biegunie. Początek sezonu to było rozpoznanie. Nowe kombinezony dopiero wchodziły, teraz już się zawodnicy do zmian przyzwyczaili i widać postępy.
Byłeś w Erzurum, pilnowałeś kadrę młodzieżową, czasem pojawiasz się na treningach, teraz jesteś na mistrzostwach Polski. Czy zimą Twoja obecność za krajowych a może i zagranicznych zawodach będzie większa?
Zobaczymy. Jest to uzależnione od dyscypliny, którą teraz uprawiam. Sporo czasu temu poświęcam. I tak jestem obecny na skoczni częściej niż w zeszłym roku. Jak tylko mogę, służę radą.
Adam Małysz: Poziom zawodów był całkiem fajny. Od czasu zmiany kombinezonów jest to całkiem inne skakanie. Widać, że brakuje powierzchni w locie. Po dobrym odbiciu, jak nie ma wiatru na dole, ciężko jest odlecieć.
Przez te zmiany skoki tracą na widowiskowości?
Trudno powiedzieć. Musi minąć trochę czasu, zawodnicy przyzwyczają się do zmian i skoki wrócą do dawnego poziomu. Jedyna różnica może być w tym, że gdy będzie wiatr raz z tyłu raz z przodu, to będzie jeszcze większa różnica w odległościach między zawodnikami. Teraz ci najlepsi, którzy są w super formie, jeśli wiatru nie ma, mają problem odlecieć. Wcześniej skoczek jak był w wysokiej dyspozycji, był wstanie powalczyć z odległością. Teraz jest ciężko.
Co myślisz o korytarzach powietrznych, które praktycznie zostały zlikwidowane? Jest dopuszczalna prędkość wiatru, ale jak mówi Łukasz Kruczek nie ma korytarza.
Pierwszy raz o tym słyszę. Jeśli tak jest, to jest to wygodniejsze dla jury i organizatorów zawodów, na pewno nie dla zawodników. Gdy był korytarz, delegat techniczny czy kierownik zawodów, który puszcza zawodnika jednak pilnował, żeby w miarę równych warunkach dać zgodę na start. W tym momencie ma wolną rękę. Wydaje mi się, że to jest gorsza sytuacja.
Moim zdaniem powinno być tak jak dawniej, bez pomiarów wiatru, bez różnic w belkach startowych i dodawaniem bądź odejmowaniem za to punktów. Myślę, że wcześniej bardziej atrakcyjne były skoki. Wiadomo, że zdarzały się różne przypadki, ale były dużo bardziej widowiskowe. Kibice bardziej rozumieli skoki. Teraz często jest to niezrozumiałe dla wielu z nich. Nawet nam, zawodnikom, czy osobom znającym się na skokach, często się wydaje, że zawodnik miał wiatr z tyłu, a dostaje jeszcze ujemnie punkty.
Kto był twoim faworytem na mistrzostwa Polski?
Zdecydowanie Maciek Kot. On w tym momencie jest liderem zespołu. Miejmy nadzieję, że tak zostanie też w zimie. Kamil cały czas robi postępy, ale jego skoki nie są jeszcze na tyle dobre, żeby wyprzedzić Maćka. Maciek skacze swoje. Dawid Kubacki, Piotrek Żyła skaczą nieźle. Juniorzy także pokazują się z dobrej strony, dużo lepiej skacze Olek Zniszczoł i Bartek Kusek, nie mówiąc o drugim dziś Krzyśku Biegunie. Początek sezonu to było rozpoznanie. Nowe kombinezony dopiero wchodziły, teraz już się zawodnicy do zmian przyzwyczaili i widać postępy.
Byłeś w Erzurum, pilnowałeś kadrę młodzieżową, czasem pojawiasz się na treningach, teraz jesteś na mistrzostwach Polski. Czy zimą Twoja obecność za krajowych a może i zagranicznych zawodach będzie większa?
Zobaczymy. Jest to uzależnione od dyscypliny, którą teraz uprawiam. Sporo czasu temu poświęcam. I tak jestem obecny na skoczni częściej niż w zeszłym roku. Jak tylko mogę, służę radą.
Moje plany to najbliższy Dakar. Zaczyna się 5 stycznia, kończy 20. Później jest taki okres, że może aktywniej się włączę, by być obserwatorem czy doradcą. Jak tylko mogę, staram się pomagać. Chłopcy mają swoich trenerów, z nimi współpracują, trudno się im wtrącać, dawać rady, czy coś sugerować. Bardziej podpowiadam coś trenerom.
Pierwszy raz czeka nas Puchar Świata w Wiśle, a ciebie nie będzie. Nie będzie ci trochę żal?
(śmiech) Już się tak zdarzało. Będę trzymał kciuki za naszych w ciepłych krajach, mam nadzieję, że oni za mnie też. Zazwyczaj Puchar Świata w Zakopanem był końcem miesiąca, teraz się tak stało, że jest zaraz po Turnieju Czterech Skocznie. Będę sercem.
Masz już głównego sponsora związanego z twoją aktywnością rajdową?
Mamy już paru sponsorów, ale cały czas też szukamy. Ciężkie czasy nastały, były Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, igrzyska olimpijskie. Kryzys światowy powoduje, że sponsorzy coraz gorzej funkcjonują. Red Bull czy Generali to są firmy, które pozostają przy mnie i mi towarzyszą. Pozwala mi to trenować jazdę z wielką pasją.
Będziesz próbował w najbliższym czasie podbić rekord prędkości w jeździe terenowej? Raz już ci się udało, bodajże w Żaganiu.
Trudno mi powiedzieć, czy to jeszcze będzie organizowane. To jest bardzo kontrowersyjne. Trzeba by pobijać w tym samym miejscu, na tym samym odcinku. Przykładowo można wytyczyć inną trasę i jeśli samochód na to pozwoli i jechać nawet 250 km/h/ na szutrowej drodze.
Obecnie jakim autem jeździsz i jakie masz plany na najbliższy czas?
Mitsubishi L200. W najbliższym czasie będę startował w Baja Poland w Szczecinie. Jest to Puchar Świata. Moją główną imprezą będą mistrzostwa Polski, Węgier, Czech i Słowacji. W Szczecinie będą zawodnicy z górnej półki, którzy wygrywają i ścigają się w pierwszej trójce na Dakarze. Na pewno będzie bardzo trudno. Ale to są dla mnie kolejne doświadczenia. Cieszę się, że mogę brać udział w takich imprezach i ścigać się z najlepszymi. To będzie procentować później.
Przyciągasz kibiców także na rajdy, odczuwasz ich wsparcie?
W Stalowej Woli było trochę kibiców. Gdy prolog został odwołany przez 1,5 godziny stawałem do wspólnych zdjęć, rozdawałem autografy. Dosyć ciężko było. Gdy przeszedłem do innej dyscypliny, to zainteresowanie tam też się przeniosło. Kibice dalej chcą wiedzieć, co robię. Jeżdżą po rajdach, obserwują rozwój dalszej mojej kariery. To mnie cieszy.
Czy kierowcy rajdowi terenowi uczą się czegoś od kierowców rajdów płaskich?
Wielu kierowców cross country to są kierowcy, którzy przeszli z płaskich rajdów. W rajdach płaskich jest granica, do której zawodnicy rozwijają się. Później większość z nich przechodzi do rajdów terenowych. W rajdach cross country bardzo ważne jest doświadczenie. My nie wiemy, co jest za zakrętem, co jest przed nami. Bazujemy na tym, co dyktuje pilot siedzący koło nas. Trzeba mu w 100% wierzyć i ufać sobie. Nie da się jechać na 100%, trzeba mieć pewną rezerwę. Mieć świadomość, że gdzieś może być dziura, niespodziewana "hopa", wtedy łatwo o dachowanie, urwanie koła.
Krzysztof "Hołek" Hołowczyc udzielał ci jakiś rad?
Rozmawiałem z Krzyśkiem parę razy przez telefon. Mieliśmy plany, żeby wspólnie gdzieś pojechać, żeby paru rad mi udzielił. Nie udało się zgrać terminów. On mocno jest zaangażowany, będzie kierowcą fabrycznym Mini (Mini All4 Racing - przyp. red.), cały czas trenuje. Myślę, że wiele mógłbym się od niego nauczyć. To jest zawodnik, który od dziecka jeździ samochodami, ma ogromne doświadczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz