Łukasz Kruczek
PZN: W jakim momencie przygotowań teraz jesteście?
Łukasz Kruczek: W tej chwili w bardzo ciekawym, ponieważ nastąpiła właśnie zmiana kroju kombinezonów i na całym świecie jest ogromne zamieszanie z tym związane. Skoki stanęły na głowie, wszyscy próbują się dopasować do nowej sytuacji. To nie jest kosmetyczna zmiana, tylko rewolucyjna. Pierwsze starty – Puchar Kontynentalny w Stams – już za nami, pewne wnioski można już wyciągać. Natomiast najlepsi zawodnicy rozpoczną sezon dopiero od Grand Prix w Wiśle. Sytuacja z kombinezonami powinna się unormować do jesieni, teraz trwa faza testowa. Zmiana może być dla nas korzystna, ale nie musi. Trzeba czasu, aby się zaadaptować do nowej sytuacji. Na razie widać, że są duże problemy z ilością dyskwalifikacji w zawodach. Kombinezon musi mieć dokładnie taki sam obwód jak ciało, a tymczasem w Stams panowała bardzo wysoka temperatura 35 stopni, upał. W tej sytuacji szybko traci się wodę i w pół godziny kombinezon przestawał spełniać wymogi zasady „zero tolerancji”. Zimą tego efektu już nie będzie, natomiast nie ma pewności, że nowe kombinezony będą zimą obowiązywać. Decyzja zapadnie dopiero po ostatnim letnim konkursie.
Dlaczego aż tylu zawodników zostało zdyskwalifikowanych w Stams?
W Stams trochę inaczej wyglądała procedura kontroli sprzętu. Do kontroli kierowali zawodników, po których widać było, że coś jest nie tak. Kontrolerzy byli umieszczeni na rozbiegu i przed radio podawali, że dany skoczek ma za duży kombinezon w niektórych miejscach. „Zero tolerancji” daje tę łatwość kontroli, że jeśli komuś tworzy się fałda jak na koszulce, to znaczy, że na pewno nie ma zera. Dlatego też większość kontrolowanych została zdyskwalifikowana.
Czyli teraz wszyscy są obserwowani.
Oby jak najdłużej (w tym momencie Kamil Stoch wtrącił: „Wielki Brat patrzy!”).
Podobno brakuje wam rozbiegu na skoczni.
To kwestia przejściowa, trzeba się dopasować do nowej sytuacji. Tak samo było przy poprzednich zmianach związanych ze skracaniem nart czy zwężaniem kombinezonów, nowym BMI. Zawsze na początku rozbiegi idą w górę, wzrasta prędkość, po czym zawodnicy dopasowują się do nowej sytuacji i wszystko wraca do normy. Teraz pewno nie wróci to aż tak nisko w związku z tym, że powierzchnia nośna jest znacznie ograniczona, natomiast myślę, że nie ma ryzyka, że zimą braknie rozbiegu. Może teraz, przez pierwsze dwa miesiące – tak. Gorsza sytuacja była w poprzednim sezonie, gdy brakowało tych najniższych rozbiegów.
Łukasz Kruczek: W tej chwili w bardzo ciekawym, ponieważ nastąpiła właśnie zmiana kroju kombinezonów i na całym świecie jest ogromne zamieszanie z tym związane. Skoki stanęły na głowie, wszyscy próbują się dopasować do nowej sytuacji. To nie jest kosmetyczna zmiana, tylko rewolucyjna. Pierwsze starty – Puchar Kontynentalny w Stams – już za nami, pewne wnioski można już wyciągać. Natomiast najlepsi zawodnicy rozpoczną sezon dopiero od Grand Prix w Wiśle. Sytuacja z kombinezonami powinna się unormować do jesieni, teraz trwa faza testowa. Zmiana może być dla nas korzystna, ale nie musi. Trzeba czasu, aby się zaadaptować do nowej sytuacji. Na razie widać, że są duże problemy z ilością dyskwalifikacji w zawodach. Kombinezon musi mieć dokładnie taki sam obwód jak ciało, a tymczasem w Stams panowała bardzo wysoka temperatura 35 stopni, upał. W tej sytuacji szybko traci się wodę i w pół godziny kombinezon przestawał spełniać wymogi zasady „zero tolerancji”. Zimą tego efektu już nie będzie, natomiast nie ma pewności, że nowe kombinezony będą zimą obowiązywać. Decyzja zapadnie dopiero po ostatnim letnim konkursie.
Dlaczego aż tylu zawodników zostało zdyskwalifikowanych w Stams?
W Stams trochę inaczej wyglądała procedura kontroli sprzętu. Do kontroli kierowali zawodników, po których widać było, że coś jest nie tak. Kontrolerzy byli umieszczeni na rozbiegu i przed radio podawali, że dany skoczek ma za duży kombinezon w niektórych miejscach. „Zero tolerancji” daje tę łatwość kontroli, że jeśli komuś tworzy się fałda jak na koszulce, to znaczy, że na pewno nie ma zera. Dlatego też większość kontrolowanych została zdyskwalifikowana.
Czyli teraz wszyscy są obserwowani.
Oby jak najdłużej (w tym momencie Kamil Stoch wtrącił: „Wielki Brat patrzy!”).
Podobno brakuje wam rozbiegu na skoczni.
To kwestia przejściowa, trzeba się dopasować do nowej sytuacji. Tak samo było przy poprzednich zmianach związanych ze skracaniem nart czy zwężaniem kombinezonów, nowym BMI. Zawsze na początku rozbiegi idą w górę, wzrasta prędkość, po czym zawodnicy dopasowują się do nowej sytuacji i wszystko wraca do normy. Teraz pewno nie wróci to aż tak nisko w związku z tym, że powierzchnia nośna jest znacznie ograniczona, natomiast myślę, że nie ma ryzyka, że zimą braknie rozbiegu. Może teraz, przez pierwsze dwa miesiące – tak. Gorsza sytuacja była w poprzednim sezonie, gdy brakowało tych najniższych rozbiegów.
Kamil Stoch
"Takie przepisy zostały wprowadzone i nie mogę sobie gdybać, narzekać i myśleć co byłoby, gdyby nie weszły w życie. Muszę się po prostu do nich dopasować. Rzeczywiście miałem dużo problemów na początku, chodziło zwłaszcza o technikę skakania. Uważam, że to nie była tylko kwestia samego kombinezonu, ale i mojego nastawienia i własnych błędów. Teraz powoli wychodzę na prostą, skoki zaczynają wyglądać jak skoki, a nie zjazdy" – tłumaczył Kamil.
"Nie miałem jeszcze kontaktu z najlepszymi zagranicznymi zawodnikami. Mogliśmy się porównać tylko ze Słoweńcami, ale oni mieli nieco inne kombinezony, trochę większe, co było potem widać po ilości dyskwalifikacji w Stams" – dodał zawodnik.
"Nie miałem jeszcze kontaktu z najlepszymi zagranicznymi zawodnikami. Mogliśmy się porównać tylko ze Słoweńcami, ale oni mieli nieco inne kombinezony, trochę większe, co było potem widać po ilości dyskwalifikacji w Stams" – dodał zawodnik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz