sobota, 27 października 2012

Polacy trenują w Oberstdorfie

Kadra naszych skoczków narciarskich wyruszyła w czwartek do Oberstdorfu, gdzie odda pierwsze w tym sezonie skoki na rozbiegu lodowym. Nasi reprezentanci do Niemiec lecą samolotem, natomiast trener Kruczek, wraz ze sprzętem na miejsce dotrze samochodem. Do Oberstdorfu nasza kadra udała się w składzie: Kamil Stoch, Maciej Kot, Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Krzysztof Miętus, Stefan Hula oraz Jan Ziobro.

W weekend w Oberstdorfie ma się znacznie ochłodzić, temperatura może spaść poniżej zera i prognozowane są opady śniegu. Trener Kruczek uspokaja jednak, że nie powinno przeszkodzić to w treningach.

"Nie ma problemu, jeśli śnieg leży na skoczni, no chyba, że jest go strasznie dużo. Kilka lat temu skakaliśmy w Bischofshofen ze śniegiem na igelicie i było w porządku. Nie mamy na razie żadnych niepokojących wieści" - mówi szkoleniowiec naszej kadry A.

Kadra młodzieżowa pod wodzą Roberta Mateji aktualnie trenuje w Hinzenbach, a na wspólnym zgrupowaniu obie nasze kadry spotkają się 4 listopada w Klingenthal.

Piotrek Żyła pochwalił się obozem na swoim facebooku :) polecam wejść i zobaczyć filmiki ;D
https://www.facebook.com/pages/Piotr-Żyła-Official/419219738138922

Norwegowie wybrali się na Fuerteventure

Nasza karda była w Turcji

Załamuje mnie fakt, że praktycznie mam czas napisać tu coś tylko w weekend -.- Czas to zmienić.

Poniżej kilka zdjęć ze zgrupowania kadry w Turcji:





piątek, 19 października 2012

Duży wywiad z Łukaszem Kruczkiem

Alicja Kosman (PZN), Robert Osak (Winterszus.pl): Na kongresie w Zurychu znów zmieniono zasady dotyczące kroju kombinezonów. Mają być podobno szersze o 2 cm.
Łukasz Kruczek: Zmiany, które zostały zatwierdzone, zaszły na wniosek trenerów. Gdy na wiosnę wprowadzono „zero tolerancji”, pojawiły się problemy z rozpadającym się materiałem, uciskającym ciało, zbyt mało elastycznym kombinezonem itd. Kombinezon pękał na szwach, sam się rozwarstwiał, zaczynał naciągać i bardzo szybko przestawał przestrzegać regulaminu. To była gonitwa nawet nie kontrolerów i zawodników, tylko tych, którzy te kombinezony przygotowują. Co konkurs zawodnicy przychodzili i na nowo mierzyliśmy kombinezon.

Przez cały ten okres czasu nie dostaliśmy żadnego nowego materiału, z którego można by uszyć kombinezon w nowym kroju. Żeby wedle przepisów uzyskać obwód ciała równy obwodowi kombinezonów, trzeba było szyć kombinezony mniejsze niż obwód ciała z materiału, który nie jest rozciągliwy. Dlatego też dochodziło do cierpnięcia rąk. Banalne kwestie, ale dość istotne. Trenerzy złożyli więc wniosek, żeby kombinezon był na zero, ale mierzony po jego wewnętrznym obwodzie. Teraz mamy więc praktycznie „zero tolerancji od wewnątrz”, a wcześniej było „zero tolerancji od zewnątrz”. Kombinezon ma teraz opinać ciało, ale go nie uciskać. Jak to będzie działać w praktyce, to już jest interpretacja osób kontrolujących, natomiast z tego co mówili, to ma to wyglądać jak do tej pory – w momencie, kiedy widać, że kombinezon jest luźny, będzie on mierzony. Myślę, że jest to zmiana subtelna, ale niezbędna.

Jakie problemy mogą się pojawić tej zimy w związku z kolejną zmianą?
Mogą się chyba tylko pojawić problemy z wiatrem i działaniem całego systemu z nim związanego. Zimą większość konkursów jest rozgrywana przy wietrze tylnym, czego praktycznie nie mieliśmy tego lata. Jedyne dwa konkursy przy tylnym wietrze to zawody w Wiśle, gdzie w zasadzie była cisza i kwalifikacje w Klingenthal. Faza testowa za nami, ale tak naprawdę dopiero zimą odczujemy co to naprawdę znaczy dla nowych kombinezonów wiatr z tyłu.

Ale na treningach mieliście pewno do czynienia z tylnym wiatrem?
Tak, wiele razy. Wiemy co się dzieje, są bardzo skrajne różnice. I to nie kilka, lecz kilkanaście metrów, w zależności od tego, czy wieje z przodu czy z tyłu.

Czy w związku z coraz większą zależnością skoczka od wiatru zajdą jakieś zmiany we współczynniku za wiatr?
Nie, żadnych. Jest tendencja do utrzymania pewnej losowości w skokach, ponieważ to jest przypisane do tej dyscypliny.

Ostatni konkurs Letniej Grand Prix był skrajnie losowy.
Zgadza się, był skrajnie losowy, były wielkie dyskusje o sposób puszczania. Latem nie było korytarza, ma być przywrócony dopiero zimą na najważniejsze imprezy. Co innego jest gdy ktoś ma 0,5 m/s z przodu, a ktoś inny 3 m/s z tyłu, a mimo to wszyscy są puszczani. Warunki były skrajne, ale też właśnie takie jest Klingenthal. Ono zawsze było skrajne! To taka skocznia, że gdy wieje południowo-zachodni wiatr, to mamy do czynienia z wiatrem z tyłu, z boku przez próg i z przodu na dole. Tak już jest i trzeba się z tym liczyć w Klingenthal.

Wprowadzono korytarz wietrzny, jednak tylko na najważniejszych konkursach – igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata.
Dobre choć i to. Trzeba też patrzeć na to z tej perspektywy, że Pucharów Świata jest dwadzieścia kilka. Można mieć raz pecha, ale raz szczęście, wszystko się powinno zbilansować. Myślę, że nie będzie zawodnika, który trzydzieści razy z rzędu będzie miał pecha. Natomiast nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś, powiedzmy starszy zawodnik, przygotowuje się do ostatnich w życiu igrzysk olimpijskich, mamy w konkursie wietrzne warunki i on jedzie w skrajnie złych. To jest nie fair. Odpada przy pierwszej serii mimo tego, że był w super formie. Całe przygotowania stracone.

Teraz bez korytarza jeszcze więcej będzie zależeć od subiektywnej opinii Mirana Tepesa.
To jest jego subiektywna opinia, ale ja bym nie chciał stać na jego miejscu. Nie ma konkursu, w którym nawet jak by się wszystko zrobiło laboratoryjnie, żeby nie znalazł się jeden-dwóch, którzy wieszaliby na nim psy, że coś źle zrobił. Trudna sytuacja, wiele od niego zależy, ale to już nie pierwszy rok jego pracy i pewno nie ostatni. Dla Tepesa to w ogóle podwójnie trudna rola, bo w zawodach startuje też jego syn. Byłem świadkiem wiele razy jak puszczał swojego syna w złych warunkach. Gdy pozwoli mu skakać w dobrych warunkach, zaraz odzywają się głosy, że faworyzuje syna. Gdy puści go w złych, na pewno syn nie daje mu żyć w domu.

Co z możliwością zmiany długości rozbiegu przez trenera?
Będzie można obniżyć rozbieg maksymalnie o pięć belek. Do tej pory to było nieuregulowane, natomiast chyba ktoś się w końcu połapał, że w tym systemie była luka. Kiedyś obliczyliśmy, że w Ałmatach można było obniżyć rozbieg na najniższą belkę i przy ustanym skoku by się prowadziło, ponieważ zawodnik dostałby bardzo dużo punktów za skrócony rozbieg.

Będziesz korzystać z tego przywileju?
To dyskusyjna kwestia. To przerzucenie części odpowiedzialności z jury na trenera. W tej chwili można trzymać w miarę wysoki rozbieg, puścić długie skoki, a jeśli trener jest przekonany, że to będzie dla jego zawodnika niebezpieczne, to może obniżyć belkę. Tak zrobił Alex Pointner w przypadku Thomasa Morgensterna i to całkiem nieźle funkcjonowało, wszystko szło sprawnie. Pytanie co będzie gdy trafimy na skocznię, gdzie nie da się tak szybko zmienić belki - stracimy czas. To ryzyko. Mam dobre warunki, więc obniżam rozbieg, a w tym momencie warunki się zmieniają na złe i co wtedy? Zawodnik dostanie plus-punkty, ale i tak nie ma żadnych szans. To musi być dobrze przemyślane i wymaga dobrej współpracy w sztabie, bo trener widzi tylko część skoczni. Wokół skoczni muszą być umieszczeni inni ludzie ze sztabu i szybko przekazać trenerowi co się dzieje z wiatrem.

A jak to wygląda w praktyce?

Do tej pory zgłaszaliśmy to delegatowi, natomiast teraz będzie to wyglądało tak: na ekranie dotykowym wyskakuje belka zawodnika i wtedy mam 15 sekund na naciśnięcie przycisku „zmień belkę”. Gdy wcisnę ten przycisk, pojawia się wybór o ile belek chcę zmienić rozbieg. Od razu to samo widzi Miran, naciska „akceptuj” i natychmiast zaczyna się procedura zmiany belki. Decyzji nie można cofnąć.

Walter Hofer powiedział ostatnio, że gdyby pomysł z zawodami na Stadionie Narodowym wypalił, to możliwe jest wydłużenie sezonu zimowego o co najmniej miesiąc. Co o tym sądzisz?
Siłą rzeczy kiedyś dojdziemy do tego, że Puchar Świata zostanie przedłużony. Są w FIS-ie osoby dążące do połączenia lata i zimy. Musimy popatrzeć na to z tej perspektywy, że duża część konkursów Pucharu Świata jest stała, wiele skoczni jest co rok w kalendarzu i nie mogą z niego wypaść, bo to żelazne punkty sezonu. W kolejce stoją: Soczi, Pyeongchang, Czajkowski, Ałmaty, Erzurum, Neustadt… Gdzie wcisnąć te konkursy? Jeśli chcemy dać im szansę, to albo przedłużamy sezon albo kogoś wyrzucamy. Żeby kogoś wyrzucić, muszą być podstawy mówiące o tym, że tam nie da się przeprowadzać konkursów. Lepiej przedłużyć sezon. Szukamy po krańcach, bo wiadomo, że zima trwa różną ilość dni w zależności od miejsca. W marcu można skakać tylko w określonych miejscach – może Ałmaty, Czajkowski. W drugą stronę? Wtedy zmierzamy właśnie ku połączeniu zimy z latem. Już teraz można organizować Puchar Świata na rozbiegach ceramicznych, więc co stoi na przeszkodzie temu, żeby organizować Puchar Świata we wrześniu?

Zmęczenie skoczków?
A NBA, piłka nożna, tenis? Grają non stop. Jeśli wszyscy będą skakać non stop, to wszyscy będą równo zmęczeni. Druga kwestia – jeśli konkursów będzie 40, to w czym problem, żeby 10 odpuścić i startować tylko w 30? Można trochę odpuścić, bo wtedy jest większa szansa, żeby się lepiej przygotować i więcej punktów zgromadzić kiedy indziej. Myślę, że do wydłużenia sezonu dojdzie i tak.

A nie będzie potrzeba czasu na przejście z letniego skakania na ceramice na skoki zimowe na lodowych torach?
Zrobimy płynne przejście. Od dwóch lat mało kto jeździ na coś takiego jak pierwszy śnieg. Przykład z tego roku – w tej chwili kończymy skakać na ceramice. Lód zaczyna się od 17 października. To tylko 6 dni przerwy między sezonem letnim a zimowym. Zimą rozbieg lodowy jest tak samo stosowany na skoczni w Erzurum, Ałmatach, Klingenthal, Oberstdorf ie itp. Zeskok jest igelitowy, ale to już jest różnica mało istotna. Ważny jest rozbieg, to jedyna zmienna. Jeśli za jakiś czas będziemy mieć wszystkie skocznie z lodowym rozbiegiem od 15 października, to możemy realizować Puchar Świata od 15 października – zyskujemy dodatkowy miesiąc.

Jaki jest cel zgrupowania w tureckiej Antalyi?
Zgrupowanie w Turcji będzie bardzo podobne do ubiegłorocznego na Cyprze. Spędzimy tam tydzień i będzie to trening stricte motoryczny – sala gimnastyczna, boisko, siłownia. Natomiast na plaży będziemy się regenerować. Do Turcji zabieramy sześciu zawodników: Kamila Stocha, Macieja Kota, Piotra Żyłę, Dawida Kubackiego, Krzysztofa Miętusa i Stefana Hulę. My uciekamy do Turcji, Niemcy do Hiszpanii, Austriacy chyba jak zawsze do Egiptu. Dwie albo trzy inne reprezentacje będą mieszkać w promieniu 15 km od nas. To ucieczka od pogody mniej pewnej do pewniejszej.

Skoczkowie są zdrowi?
Odpukać, mam wszystkich zdrowych. Ten problem występuje natomiast w kadrze młodzieżowej – tam problemy zdrowotne mają Klimek Muranka i Krzysiek Biegun. Maciek Kot cierpiał na dolegliwości związane z tak zwanym „kolanem skoczka”, ale to był sierpień. W tej chwili nie ma żadnych negatywnych sygnałów, żeby coś nie grało.

Przed wami kluczowy moment przygotowań do sezonu.
Cała trudność polega wyłącznie na przejściu z rozbiegu ceramicznego na lodowy. Jeśli to będzie płynne, zawodnik po 2-3 skokach będzie czuł się normalnie, to wszystko powinno być ok. Rozbieg lodowy to więcej tarcia, dlatego trudniej ustawić na nim pozycję dojazdową. Tam mogą się pojawić pewne perturbacje, dlatego też chcemy w tym roku trochę wcześniej zacząć treningi na takim rozbiegu. Teraz chcemy najpierw zrobić wcześniej motorykę, potem ją cały czas kontynuować i mieć więcej czasu na dopasowanie się do zimowych rozbiegów. Dlatego zaczynamy od Oberstdorfu, później prawdopodobnie Planica (tylko tutaj muszę mieć potwierdzenie, że wszystko działa, bo to nowy obiekt, a z nimi często są jakieś problemy na początku). Jeśli nie Planica, to ponownie Oberstdorf, następnie Klingenthal, a potem zobaczymy. Możliwe że Lillehammer jeszcze przed rozpoczęciem Pucharu Świata.

Duże problemy z dopasowaniem się do nowego rozbiegu miał Maciej Kot, który tego lata skakał znakomicie.
Maciek miał zawsze problemy z ustabilizowaniem pozycji dojazdowej i to było obojętne czy było lato czy zima. W tym roku tego problemu nie ma i z takim samym nastawieniem ruszamy na rozbiegi lodowe. Pewna praca została wykonana, żeby w jego przypadku stabilność była zachowana i to się latem sprawdzało. Wszyscy byśmy tego chcieli, żeby zimą prezentował się tak znakomicie jak tego lata.

Dobrze latem prezentował się też Dawid Kubacki, jednak miał pewne problemy pod koniec sezonu igelitowego. Czy to obniżka formy?
Jeśli chodzi o Puchar Solidarności w Zakopanem, to w ogóle nie brałbym pod uwagę tego konkursu, ponieważ było to bardzo chaotycznie prowadzone. Zawodnicy skakali w skrajnych warunkach, jeden miał wiatr z przodu, a drugi z tyłu. Momentami było to trochę niebezpieczne, choćby skok Maćka Kota z pierwszej serii. Nie zdążyliśmy obniżyć rozbiegu na czas, wiatr przybrał na sile i Maciek startował ze zdecydowanie zbyt wysokiej belki. Praktycznie od 70 metra odpuszczał skok, a i tak doleciał na 129 metr. W Klingenthal faktycznie Dawid miał problem na skoczni, nie mógł dobrze dojechać do progu. Wiem, co zrobił źle, natomiast nie wiem dlaczego się ten błąd pojawił. Jego skoki na treningu są cały czas dobre. Dawid podobnie jak Maciek tego lata od dłuższego czasu jest w dobrej dyspozycji. To nie jest jeden miesiąc, tak jak było to dwa lata temu. Zaczął dobrze się prezentować w czerwcu i od tego czasu jest w troszeczkę lepszej, troszeczkę słabszej, ale stale wysokiej dyspozycji. Nie ma wpadek.

A jak prezentuje się Kamil Stoch?
Kamil nie ma problemów z lotem od około miesiąca. Jego problemem było to, że nie mógł złapać stabilności w locie. W tej chwili skacze prosto, normalnie i to, co pokazywał w Klingenthal, było ok. Teraz może się skupić na innych aspektach skakania. Myślę, że w tej chwili to jest dwójka bardzo dobrze ustabilizowanych zawodników – Maciek i Kamil.

Cel tej zimy będzie podobny jak rok temu – 4 skoczków w 30 Pucharu Świata?
Myślę, że na więcej niż czterech to nawet nie ma miejsca, bo każdy kraj chce mieć czterech w 30. Natomiast mogę powiedzieć, że na pewno mamy zawodników, których na to stać. Jasne, będą się zdarzać konkursy, w których zapunktuje 1-2, ale może też być, że 5-6. Mieliśmy już nie raz takie konkursy. Celem na pewno jest czterech. Wiadomo, że w Pucharze Narodów będzie nam trudniej walczyć, ponieważ nie startujemy w konkursach mieszanych i tych cennych punktów będzie nam brakowało.

Zamierzacie startować we wszystkich konkursach, czy też robić jakieś przerwy, na przykład przed mistrzostwami świata?

Zobaczymy jak to wszystko będzie się układać. W połowie sezonu trzeba będzie przemyśleć w jakim miejscu jesteśmy, na co nas stać i zastanowić się o co zatem walczymy. Jeśli będzie szansa walki o czołowe lokaty w konkursach Pucharu Świata, to na pewno będziemy chcieli jak najwięcej startować w zawodach. Kalendarz mamy w miarę dobrze pod nas ułożony, ponieważ konkursy w Polsce są przed Japonią, więc nie ma zagrożenia, że wyjazd do Azji wpłynie na wyniki naszych skoczków w Wiśle i Zakopanem. Bo ze wszystkich konkursów Pucharu Świata to właśnie polskie konkursy są dla nas najważniejsze.

W pierwszym periodzie w Pucharze Kontynentalnym skakać będzie mogło tylko pięciu Polaków.
Finansowo jest to dla nas korzystne (śmiech). Pierwszy period to najdroższe wyjazdy – Turcja, Kazachstan, a za bilety musimy zapłacić sami. Ale oczywiście generalnie nie jest to dobre dla nas. Kwota startowa w Pucharze Kontynentalnym jest szczególnie istotna, ponieważ to właśnie tam trzeba dawać szansę młodym zawodnikom na przetarcie, oskakanie i to nie tylko tym z kadry, ale pozostałym, którzy się o nią ocierają. Jest przecież Artur Kukuła, są młodzi zawodnicy z SMS Szczyrk itd. Zimą w kraju nie będzie też tyle konkursów co latem. Może się zdarzyć, że część zawodników nie będzie mogła startować przez pewien okres czasu. Dlatego też trzeba jak najszybciej podnieść limit do 6-7 zawodników. Myślę jednak, że nic wielkiego się nie stało, bo są zawodnicy, dzięki którym potem uda nam się powiększyć kwotę.

wtorek, 16 października 2012

Kilka słów od Hannu Lepistoe na zakończenie wizyty w Polsce

Na zakończenie kilkudniowej wizyty w Beskidach, która odbyła się na zaproszenie Szkoły Mistrzostwa Sportowego Szczyrk w Buczkowicach, porozmawialiśmy z wybitnym trenerem Hannu Lepistoe. Doświadczony szkoleniowiec przekazał oczywiście kilka ciekawych uwag, był w świetnym humorze, a niemal cały tydzień spędził na długich rozmowach z uczniami szkoły i ich trenerami.

beskidsport.pl: Jak ocenia Pan pobyt w Beskidach? Co szczególnie się Panu podobało?
Hannu Lepistoe: Te kilka dni będę wspominał bardzo dobrze. Znam już te miejsca, byłem tu przecież wiele razy trenując z Adamem Małyszem. Najbardziej pamiętam zawsze skocznie i stadion. Kompleks ten jest świetnie skomponowany. Poza tym widziałem tutaj niewiele, więc szerzej ciężko się do tego odnieść.

Uczniowie SMS Szczyrk zaskoczyli Pana swoim poziomem umiejętności?
Są lepsi niż myślałem na początku, choć wiedziałem, że prezentują wysoki poziom. Skaczą już na naprawdę dobrym poziomie, co pokazują w zawodach nawet poza Polską.

Jakie elementy wymagają największej poprawy?
Wykonywana jest tu znakomita praca. Ważne są spotkania takie, jak tu udało nam się przeprowadzić. Młodzi skoczkowie muszą wiedzieć co trzeba zrobić, by stać się dobrym zawodnikiem, ale jednocześnie rozwijać się, uczyć jako człowiek.

Adam Małysz mówił, jak ważna dla skoczków jest wytrwałość. Co Pan może dodać jeszcze do tych najważniejszych aspektów?
Na pewno umiejętność skupienia się na danym skoku, poza tym w skokach liczy się szybkość i siła. To wszystko sprawia, że ktoś staje się dobrym skoczkiem.

Kilka lat pracował Pan w Polsce, ale czy mimo tego spodziewał się Pan takiego zainteresowania tą krótką wizytą?
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się mimo popularności skoków. Stary mężczyzna w szkole i tak duże zainteresowanie? (śmiech)

Co będzie Pan robił po powrocie do Finlandii?
Na początek czeka mnie sprzątanie, a po weekendzie chcą zrobić ze mnie sołtysa w miejscowości Kalkkinen. Nie jestem przekonany czy propozycję przyjąć. W przyszłości zobaczymy czy do tego dojdzie. Jako trener nie będę już raczej pracował. Chcę być dalej przy skokach jako komentator stacji Eurosport.

Jakie wydarzenia z bogatej trenerskiej kariery wspomina Pan najbardziej?
Takich zdarzeń czy momentów jest sporo. Doskonale pamiętam i miło wspominam mistrzostwo świata w lotach narciarskich w 1981 roku dla mojego podopiecznego Jari Puikkonena. Poza tym pamiętne jest dla mnie Sapporo z 2007 r., gdy cieszyłem się wspólnie z Adamem Małyszem z jego sukcesu. Ale jest takich chwil oczywiście więcej.

Kogo widzi Pan w roli faworytów w nadchodzącym sezonie? Jaką rolę odegrają polscy skoczkowie?
Nie ma w mojej opinii zdecydowanego faworyta. Mamy teraz nowe przepisy dotyczące choćby kombinezonów. Myślę, że powtórzą się nazwiska tych skoczków, którzy dobrze skakali w poprzednim sezonie. Groźni będą także Niemcy. Co do Polaków, to jeśli wszystko się uda w okresie przygotowań, spore szanse będzie miał Kamil Stoch. Zobaczymy, jak spisze się świetnie skaczący latem Maciej Kot. Mam satysfakcję, bo przed kilku laty wprowadzałem tego zawodnika do kadry. Czekam także z niecierpliwością aż pokaże się któryś z młodych skoczków. Tu, w SMS Szczyrk, również widać duży potencjał. Szanse są, ale trzeba je wykorzystywać.

Na koniec pytanie o naszą szkołę na tle innych na całym świecie. Chyba nie mamy się czego wstydzić?
Oczywiście za wzór stawiam szkołę w austriackim Stams, która ma dobre i długie tradycje. Tutejsza szkoła natomiast jest na wysokim poziomie. Powiem tylko, że w całej Finlandii takiej placówki nie mamy.

piątek, 12 października 2012

Problemy z Wielką Krokwią

Całe wakacje żyliśmy dwoma konkursami LGP w Wiśle, teraz tym, że Hannu Lepistoe przybył do SMS Szczyrk... Tymczasem Wielka Krokiew w Zakopanem - kolebka polskich skoków stała się praktycznie niepotrzebna. Od stycznia nie odbyły się na niej zawody wysokiej rangi. Podobno przestają na niej trenować nawet skoczkowie z Zakopanego!

Coroczne zawody Pucharu Świata w Zakopanem były tradycją odkąd Adam Małysz zdobywał dla Polski sukcesy, pod Wielką Krokwię zjeżdżały dziesiątki tysięcy kibiców gotowych stać nawet kilometr od obiektu, tylko po to, by obejrzeć skoki mistrza. Odszedł Małysz, skoki też cieszą się mniejszą popularnością. Co za tym idzie mniejsza frekwencja nie wymaga obiektów z dużymi trybunami. Krokiew jest też za droga do wynajęcia.

We wrześniu w Zakopanem miał się odbyć Puchar Jesieni. Konkurs został jednak odwołany, ponieważ Polski Związek Narciarski nie był w stanie zapłacić 9 tysięcy złotych za wynajem skoczni na cztery godziny, nie mówiąc już o opłatach za prąd, obsługę wyciągu oraz wynagrodzeniu sędziów.

Na Wielkiej Krokwi pojedynczy trening jednego zawodnika kosztuje aż 12 złotych. W Wiśle Malince opłata kwartalna dla całego klubu wynosi jedyne 50 zł. PZN wydzierżawił wiślański obiekt od Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku, dzięki czemu działacze związkowi sami regulują ceny w taki sposób, aby kluby narciarskie były w stanie sfinansować zajęcia na skoczni dla swoich podopiecznych. Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego tłumaczy, że częste treningi na obiekcie imienia Adama Małysza nasilają przypływ turystów. Turyści, z kolei, dostarczają środki na utrzymanie obiektu, co pozwala na obniżenie kosztów treningów. Brak skoków na Wielkiej Krokwi sprawia natomiast, że coraz mniej osób zwiedza skocznię, a więc coraz niższe kwoty wpływają do kasy COS-u. Co za tym idzie – ceny najmu są jeszcze wyższe, a treningi w Zakopanem stają się nieopłacalne nawet dla miejscowych zawodników.

W chwili obecnej na skoczni imienia Stanisława Marusarza ćwiczą jedynie kadry narodowe, ponieważ Polski Związek Narciarski dysponuje środkami tylko na te treningi.  W zależności od potrzeb zawodników podopieczni Łukasza Kruczka trenowali na Wielkiej Krokwi od 8 do 15 dni w okresie letnim, z kolei ekipa Roberta Matei odbyła 20-30 treningów. Co więcej, problemem zakopiańskich obiektów są nie tylko nieosiągalne dla klubów narciarskich ceny najmu. Profil Średniej Krokwi jest przestarzały, a wieża najazdowa straciła kontakt z podłożem. Istnieje ryzyko, że skocznia nie otrzyma nawet licencji narodowej.

"Nie ukrywam, że martwi mnie to, że sportowe życie na Wielkiej Krokwi umiera. Zaskoczony byłem tym, że pierwszymi zawodami na tej skoczni od zimy był Puchar Solidarności. Ta sytuacja jest związana z kosztami, które Centralny Ośrodek Sportu nakłada na organizatorów, których nie stać na przeprowadzenie zawodów. Drogie są także treningi, dlatego kluby z Zakopanego wolą jeździć na zajęcia na skocznię do Wisły, czy na trasy biegowe na Kubalonkę, gdzie ponoszą naprawdę symboliczne opłaty. To śmieszne, bo przecież, kiedy nie mieliśmy obiektów w Wiśle, to my jeździliśmy do Zakopanego. Tymczasem teraz, choć w stolicy polskich Tatr są obiekty, to jednak zawodnicy jeżdżą do Wisły, bo są do tego zmuszeni" - mówi Adam Małysz.

Także Apoloniusz Tajner jest zafrasowany zaistniałą sytuacją. - To, że w tym sezonie letnim na Wielkiej Krokwi odbyło się tak mało zawodów jest dramatem dla tego zasłużonego obiektu. W Wiśle mamy teraz olbrzymi ruch. W tym roku to już jest 20 tysięcy osobo-dni. Mamy tam bardzo symboliczną opłatę dla klubów, bo oczywiście nie możemy im zupełnie za darmo oddać skoczni do użytku. Za 50 złotych na kwartał klub może korzystać z obiektu bez ograniczeń. Właśnie po to go przejęliśmy, żeby ulżyć klubom i żeby mogły one szkolić zawodników. Tak właśnie to powinno wyglądać. Dzięki ruchowi na tej skoczni, generujemy ruch turystyczny i na nim zarabiamy, żeby utrzymać obiekt. Niektóre kluby, nawet te z Zakopanego, specjalnie jadą rano busem do Wisły. Odbywają tam dwa treningi i wracają do Zakopanego wieczorem. I to im się opłaca bardziej niż wynajęcie Wielkiej Krokwi na trening - tłumaczy Tajner.

Prezes PZN ma jednak plan. Po raz drugi wystąpił z pismem do ministerstwa sportu o możliwość wydzierżawienia zespołu skoczni wraz z trasą biegową na podobnych zasadach, jak to ma miejsce w Wiśle. Rok temu PZN otrzymał jednak odmowną odpowiedź. - Rozmawiałem już na ten temat z panią minister Joanną Muchą. Upoważniliśmy do rozmów dyrektora COS w Zakopanem i ze strony TZN prezesa Andrzeja Kozaka. Gdyby bowiem ten obiekt trafił w nasze ręce, to wówczas zarządzałby nim TZN. Dyrektorzy muszą się jednak dogadać na podobnych zasadach jak w Wiśle, bo trudno, żebyśmy wzięli na siebie wszystkie koszty. Ten obiekt zarabia na siebie, ale to wszystko można jeszcze bardziej uaktywnić i rozwinąć - mówi Tajner.
Mam ogromną nadzieję, że uda się wydzierżawić skocznię. Smutne jest to, że w tej chwili kwestie ekonomiczne decydują o rozwoju młodych, utalentowanych sportowców.

Skoki narciarskie... w Warszawie?

Trochę mnie tu nie było ale cóż, szkoła... No ale nadrabiamy zaległości.

Niedawno powstał pomysł, żeby konkurs skoków przeprowadzić na Stadionie Narodowym w Warszawie. Crazy? Gdy tylko o tym usłyszałam, pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to "chyba sobie jaja robicie". Ale z czasem sprawa zaczyna robić się coraz poważniejsza. Na początku byłam zdania, że to kompletny absurd robić skoki na stadionie, że to nie ma prawa się udać i że nic nie zastąpi atmosfery Zakopanego... Zresztą nie tylko ja tak uważałam, bo na jaką stronę nie weszłabym, tam "wielcy znawcy skoków narciarskich" strasznie to wszystko hejtowali. Z biegiem czasu zmieniłam zdanie o 360 stopni. Bo w sumie czemu nie? W końcu tą całą inicjatywę zaproponował sam Walter Hofer, który wizytował stadion pod koniec września. 

"Ta lokalizacja dobrze wpasowuje się w nasz plan przedłużenia sezonu zimowego o jeden lub dwa weekendy. W tym kontekście szukamy możliwości wcześniejszego otwarcia sezonu. Do tego oczywiście potrzebujemy odpowiedniej infrastruktury, ponieważ w Pucharze Świata nieodzowny jest także śnieg. Rozważamy możliwość remontu technicznego na potrzeby takiego wydarzenia", powiedział Walter Hofer w wywiadzie z Berkutschi.com. Nie są jeszcze znane szczegóły, np. potencjalny rozmiar skoczni. "To techniczna kwestia, nad którą obecnie pracujemy "

Dwa decydujące czynniki są najistotniejsze dla Austriaka w kontekście projektu. "Najważniejsze, aby dwa aspekty pozostały bez zmian. Po pierwsze liczy się wartość sportowa, a ta wiąże się z określonym rozmiarem skoczni. Po drugie: włączenie takiego wydarzenia do serii Pucharu Świata nie jest uzależnione od konkretnej lokalizacji, ale wymaga śniegu".

Projekt wydarzenia w Warszawie został oficjalnie zgłoszony, ale wciąż brak informacji odnośnie konkretnych danych technicznych. "To cały proces. Nie działamy w pośpiechu i musimy uważnie rozważyć, czy takie wydarzenie jest możliwe", powiedział działacz.

Czytałam na jakiejś stronie, że pomysłem zorganizowania zawodów na stadionie są zachwyceni panowie z Norweskiego Związku Narciarskiego.

A oto wizja Apoloniusza Tajnera:

Podczas ostatnich zawodów LGP Walter Hofer udzielił wywiadu dla skojumping.pl

Ostatnio polskie media obiegła informacja na temat możliwości organizacji zawodów w skokach narciarskcih na Stadionie Narodowym w Warszawie. Skąd wziął się ten pomysł?
Walter Hofer: Właściwie nie jest to nowy pomysł. W przeszłości były już rozważane tego typu projekty, niektóre z nich wiele lat temu. Tym razem otrzymaliśmy jednak realistyczną opcję, aby faktycznie takie zawody zorganizować. Nie chodzi tylko o Warszawę, również inne miasta są brane pod uwagę, ale Warszawa przedstawiła nam konkrety, precyzyjny projekt. Teraz zbierzemy wszystkie dane techniczne. Nie jesteśmy jeszcze w stanie stwierdzić, że na pewno uda się coś takiego zrealizować, wszystko zależy od inżynierów i techników, którzy stwierdzą co jest możliwe, a co nie.

Czy kontaktował się z Panem ktoś z Polski w tej sprawie?
Tak, zostałem zaproszony przez Polski Związek Narciarski, aby poszukać lokacji na zawody w lecie. W rezultacie wpadliśmy jednak na pomysł z tym przepięknym stadionem, który mógłby dać nam szansę na rywalizację nawet w zawodach zimowego Pucharu Świata. Oczywiście oznacza to, że konieczny jest odpowiedni rozmiar skoczni oraz zawodnicy musieliby skakać na śniegu.

Jaka jest orientacyjna data organizacji tego konkursu?
Walter Hofer: Aktualnie staramy się wydłużyć sezon zimowy o dwa-trzy tygodnie. Mamy teraz kilka nowych miejscowości, które byłyby w stanie w tym pomóc jak np. Almaty, Czajkowski, ale gdybyśmy mieli taką opcję jak ta w Warszawie, moglibyśmy rozpocząć sezon już pod koniec października, podobnie jak ma to miejsce w narciarstwie alpejskim.

Skąd weźmiemy śnieg na początku listopada w Warszawie?
Nie jest to kwestia śniegu naturalnego, bo w każdej miejscowości trzeba ten śnieg wyprodukować sztucznie. Potrzebne jest jedynie odpowiednie miejsce, gdzie ten śnieg mógłby zostać wytworzony jak np. namiot czy lodowisko. Także na innych skoczniach, na których skaczemy w sezonie zimowym, śnieg jest produkowany.

Jakie są pomysły jeśli chodzi o samą skocznię, byłaby to skocznia mobilna, czy dedykowany obiekt w Warszawie?
Nie jestem technikiem, aby odpowiedzieć na to pytanie, ale zbierzemy wszystkie propozycje, pomysły i możliwości i razem z organizatorami oraz PZN zdecydujemy czy to jest możliwe.

Czy to pierwszy krok do tego, aby móc przenieść skoki do hal, bez problemów z wiatrem i śniegiem?
Nie, zdecydowanie nie. Skoki są sportem na świeżym powietrzu, dyscypliną zimową. To jest jedynie inicjatywa, która raz na jakiś czas umożliwiłaby organizację zawodów w dużym mieście, aby pokazać rywalizację skoczków przed ogromną publicznością. Jeśli więc otrzymujemy zaproszenie od tak wspaniałego miasta jak Warszawa i jeśli jest to możliwe pod względem technicznym, to jedne zawody w ciągu sezonu można by przeprowadzić na takim stadionie.

Czy jest jakiś minimalny, dopuszczalny dla takiego konkursu rozmiar skoczni?
Oczywiście, to nie może być tylko konkurs pokazowy, show, to muszą być zawody sportowe na wysokim poziomie. Dowiemy się od inżynierów, jakie rozmiary skoczni byłyby możliwe do zbudowania w ramach stadionu.

Jakie są zalety organizacji zawodów w skokach narciarskich na stadionie?
Z marketingowego punktu widzenia, pomogłoby to nam w prezentacji naszych sponsorów przed Świętami Bożego Narodzenia. Aktualnie bowiem sezon rozpoczyna się trochę zbyt późno dla naszych sponsorów, aby można było promować ich pod kątem Świąt. Taki stadion stwarza warunki na prezentacje przez sponsorów różnych świątecznych produktów, urządzenia specjalnych imprez towarzyszących, stoisk i innych atrakcji. To dałoby również miastu duży impuls do rozwoju.

Jakie są aktualne szanse na faktyczną organizację tych zawodów?
Trudno powiedzieć, to wszystko zależy od kwestii technicznych. Od strony sportowej, byłoby to możliwe. Musimy teraz poczekać na odpowiedź i proponowane rozwiązania przez inżynierów.

Czy atmosfera na takim konkursie stadionowym byłaby inna niż na normalnych zawodach?
Tego nie wiem, ale wiem, że w Polsce mamy publiczność, która jest jedną z najlepszych na świecie. Jestem przekonany, że warszawiacy powitaliby nas tam godnie i gorąco dopingowali na tym pięknym stadionie.

Uda się? Chciałabym, żeby tak. Bliżej mam do Warszawy niż do Zakopanego ;)

środa, 3 października 2012

Freund zwycięża w finałowym konkursie, Wank w klasyfikacji końcowej

Severin Freund już w Hinzenbach wszystkich zaskoczył, wskakując na podium zawodów po przerwie związanej z urazem kolana. Dziś potwierdził, że występ w Austrii nie był przypadkowy. Skokami na 137 i 136,5 m wygrał w finałowym konkursie w Klingenthal. Na podium znalazł się zwycięzca z Ałmat Taki Takeuchi (135,5 oraz 139,5 m) i Thomas Morgenstern (130 i 137 m), dla którego był to drugi występ tego lata.

Tuż za podium sklasyfikowany został nasz zawodnik - Maciej Kot, który lądował na 133 i 130 m. Piąte miejsce zajął Jaka Hvala a szósty był Reruhi Shimizu.

Kamil Stoch poprawił swoją pozycję (17. miejsce) zajmowaną po pierwszej serii, i ostatecznie był 11. Polak oddał skoki na odległość 129,5 m oraz 133m. Piotr Żyła po skokach 131 m oraz 124,5 m ostatecznie był 27.

Niestety na pierwszej serii swój udział w zawodach zakończyli Bartłomiej Kłusek, który był 31. oraz Dawid Kubacki na 37. miejscu.

W klasyfikacji końcowej zwyciężył Andreas Wank, który zgromadził na swoim koncie 449 pkt. Na drugim miejscu sklasyfikowany został Jurij Tepes (378) a trzeci był Taku Takeuchi (352). Maciek zajął 5 miejsce z 310 pkt, Dawid był 8. (218). Kamil zdobył 89 pkt i cykl skończył na 25 miejscu, a 26. miejsce zajęli Bartek i Piotrek mając 84 pkt.

Hannu Lepistoe z chęcią wraca do Polski

Polskim kibicom skoków narciarskich fiński trener Hannu Lepistoe dał się poznać, gdy z sukcesami współpracował z Adamem Małyszem. Na kilka dni przed przyjazdem do Polski cieszy się z możliwości spotkania z następcami najlepszego polskiego skoczka. "Wśród Polaków zawsze czułem się bardzo dobrze. W pamięci pozostało mi fantastyczne zachowanie spotkanych ludzi, a zwłaszcza młodzieży. To mówi dużo i korzystnie o dobrym wychowaniu w szkołach czy domach" – mówi Hannu Lepistoe, który już 8 października pojawi się w Beskidach na zaproszenie Szkoły Mistrzostwa Sportowego Szczyrk z siedzibą w Buczkowicach. 

W naszym kraju Hannu Lepistoe przebywać będzie przez kilka dni. W trakcie pobytu weźmie udział w zajęciach treningowych uczniów szkoły, konsultacjach z jej trenerami, znajdzie czas również, by spotkać się z dziennikarzami podczas oficjalnej konferencji prasowej. Dla wszystkich zatem czas spędzony z wybitnym szkoleniowcem może okazać się wartościowy. Chęć spotkania ze swoim byłym trenerem wyraził także Adam Małysz, którego doświadczony Fin wspomina jako wspaniałego zawodnika i człowieka. – Adam to świetny wzór do naśladowania dla młodych skoczków. Należał do sportowców trenujących dużo. Nigdy nie był zmęczony i chciał rozpoczynać trening jak najwcześniej to było możliwe. Miał energię, aby łączyć sport z codziennym życiem. Najlepszym przykładem niech będzie rok olimpijski, kiedy w przerwie obiadowej wszyscy odpoczywaliśmy, a Adam uczęszczał na kurs języka angielskiego – wspomina trener Lepistoe z zaciekawieniem wyczekujący ponownej wizyty w Polsce.

Harmonogram pobytu Hannu Lepistoe w Beskidach przedstawia się następująco:
  • 8 października – przylot do Krakowa (g. 18:05)
  • 9 października – konferencja prasowa w siedzibie SMS Szczyrk w Buczkowicach przy ul. Grunwaldzkiej 220 (g. 11:00) oraz spotkania z uczniami i trenerami szkoły (godziny popołudniowe)
  • 10 października – treningi na skoczni Skalite i konsultacja planów zajęć z trenerami SMS Szczyrk
  • 11 października – otwarty dla mediów trening na skoczni Skalite (g. 10:00) oraz trening w sali sportowej Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku (g. 14:00)
  • 12 października – treningi z uczniami szkoły, analizy wideo oraz spotkania z nauczycielami i uczniami
  • 13 października – trening w sali i siłowni (g. 9:00), wylot z lotniska z Krakowa (g. 13:55)

Kamil Stoch najlepszy w serii próbnej! Czy dziś wygra?

Kamil Stoch skokiem na 138,5m wygrał serię próbną przed dzisiejszym konkursem Letniej Grand Prix w Klingenthal (HS 140). Polak wyprzedził Michaela Hayboecka (136,5m) oraz Petera Prevca (133m).

Seria próbna była rozgrywana w zmiennych warunkach wietrznych i zawodnicy z ostatnimi numerami startowymi walczyli z wiatrem w plecy.

Dobre rezultaty uzyskali także Dawid Kubacki, któremu 119,5m dało 16. lokatę. Maciej Kot był 19. (120m), a Bartłomiej Kłusek zajął 33. miejsce (116m). Piotrek Żyła uzyskał zaledwie 115m, co dało mu 45. lokatę.

Początek pierwszej serii konkursowej już o 15:30.

wtorek, 2 października 2012

Severin Freund najlepszy w kwalifikacjach

Podobnie jak kilka dni temu Severin Freund zaprezentował dobrą formę po powrocie do skoków po długiej przerwie spowodowanej kontuzją. Z odległością 133,5 m (133,7 punktu) skoczek powtórzył wygraną w kwalifikacjach z Austrii, ale mimo to nie był w pełni zadowolony z występu. "Cieszę się, że poszło tak dobrze. Skoki były dobre, ale nie idealne. Nie mogę się doczekać jutrzejszego finału".

Na drugim miejscu kwalifikacje zakończył zdobywca Kryształowej Kuli - Anders Bardal. Norweg uzyskał taką samą odległość ale dostał gorsze noty za swój skok. Na trzecim miejscu sklasyfikowany został nasz zawodnik Kamil Stoch. Polak oddał skok na odległość 133 m.

Tuż za czołową trójką znalazli się Lukas Hlava (131,4 pkt), który lądował na 133 orazł Jaka Hvala (131,4 pkt) z taką samą odległością.

W jutrzejszym konkursie zobaczymy również Piotra Żyłę, który uzyskał 130 m i zajął 12. miejsce, Bartłomieja Kłuska, który ostatecznie był 27.

Niestety o sporym pechu może mówić Aleksander Zniszczoł, który sklasyfikowany został na 41.miejscu.

Z zawodników, którzy awans do konkursu mieli już zapewniony najdalej lądowali Andreas Wank oraz Tom Hilde, na 131,5 m. Dawid Kubacki, który także skakał w tej grupie uzyskał 127,5 m. Maciej Kot zrezygnował ze startu w kwalifikacjach.