sobota, 31 grudnia 2011

TCS w Ga-Pa: kwalifikacje

Dziś na skoczni w Garmisch-Partenkirchen rozegrano kwalifikacje do drugiego konkursu Turnieju Czterech Skoczni. Zawodnicy skaczący z numerami 1-18 mieli anulowane skoki ze względu na złą pogodę i oddali dziś po dwa skoki (niektórym wyszło to na dobre). Wygrał Robert Kranjec ze skokiem na 141,5 m i notą 141,2 pkt. Drugie miejsce ze stratą zaledwie 0,5 pkt zajął Vegard Sklett - 138,5 m. Dalej był Thomas Morgenstern (130,5 m z niższego rozbiegu), Taku Takeuchi (136 m), Simon Ammann (131,5 m) i Anders Bardal (129 m). 7 miejsce przypadło Norwegowi - Rune Velta poleciał na 137,5 m (co było trzecią odległością kwalifikacji). Miejsca w 10 uzupełnili Denis Korniłow (132 m), David Zauner (137,5 m) i Jure Sinkovec (129,5 m). Zwycięzca pierwszego konkursu TCS Gregor Schlierenzauer po skoku na 126 m zajął 15 miejsce. Ze startu w kwalifikacjach zrezygnował Andreas Kofler, który jutro wystartuje z numerem 50 i zmierzy się ze zwycięzcą dzisiejszych kwalifikacji.

Polacy pokazali się z lepszej strony niż we wcześniejszych treningach. Najlepszy z naszych - Piotr Żyła skoczył 134 m i zajął 11 miejsce. Dobry skok oddał nieźle prezentujący się w Ga-Pa Maciek Kot - 127 m, co przez pewien czas pozwalało być mu na prowadzeniu, ale ostatecznie dało 23 miejsce. Nieco słabiej spisał się Kamil Stoch - 122,5 m. Mimo, że skakał przy wietrze w plecy i z obniżonego rozbiegu, ta odległość nie może budzić respektu wśród rywali, którzy w podobnych warunkach radzili sobie lepiej. Awans do konkursu wywalczył także Aleksander Zniszczoł (124 m). Podczas zawodów nie zobaczymy Stefana Huli - 106 m nie wystarczyło do wskoczenia do '50'.

Ciekawie zapowiada się jutrzejsza rywalizacja Mattiego Hautamaekiego ze Stephanem Hocke oraz bratobójczy pojedynek pomiędzy Jurij Tepesem oraz Jernejem Damjanem. Podobnie jak w pierwszej serii konkursu w Oberstdorfie - Włoch Colloredo wystąpi w parze z Kanadyjczykiem Boyd-Clowsem. Polacy, jeśli zachowają dobre skakanie z dziś (a najlepiej byłoby, gdyby skakali jeszcze dalej), wydają się być faworytami w swoich parach. Trudne zadanie ma Olek Zniszczoł, który będzie skakał z 8 dziś Denisem Korniłowem.

Pary na noworoczny konkurs w Ga-Pa
1. Martin Koch (Austria) - Kamil Stoch (Polska)
2. Michael Neumayer (Niemcy) - Jan Matura (Czechy)
3. Atle Pedersen Roensen (Norwegia) - Maciej Kot (Polska)
4. Jurij Tepes (Słowenia) - Jernej Damjan (Słowenia)
5. Matti Hautameaki (Finlandia) - Stephan Hocke (Niemcy)
6. Yuta Watase (Japonia) - Severin Freund (Niemcy)
7. Dimitry Vassiliev (Rosja) - Lukas Hlava (Czechy)
8. Janne Happonen (Finlandia) - Richard Freitag (Niemcy)
9. Sebastian Colloredo (Włochy) - Mackenzie Boyd-Clowes (Kanada)
10. Peter Prevc (Słowenia) - Roman Koudelka(Czechy)
11. Bjoern Einar Romoeren (Norwegia) - Gregor Schlierenzauer (Austria)
12. Mitja Meznar (Słowenia) - Anssi Koivuranta (Finlandia)
13. Maximilian Mechler (Niemcy) - Noriaki Kasai (Japonia)
14. Jakub Janda (Czechy) - Daiki Ito (Japonia)
15. Junshiro Kobayashi (Japonia) - Piotr Żyła (Polska)
16. Nikolay Karpenko (Kazachstan) - Jure Sinkovec (Słowenia)
17. Andreas Wank (Niemcy) - David Zauner (Austria)
18. Aleksander Zniszczoł (Polska) - Denis Korniłow (Rosja)
19. Wolfgang Loitzl (Austria) - Rune Velta (Norwegia)
20. Vladimir Zografski (Bułgaria) - Anders Bardal (Norwegia)
21. Manuel Fettner (Austria) - Simon Ammann (Szwajcaria)
22. Martin Schmitt (Niemcy) - Taku Takeuchi (Japonia)
23. Yevgeniy Levkin (Kazachstan) - Thomas Morgenstern (Austria)
24. Dimitry Ipatov (Rosja) - Vegard-Haukoe Sklett (Norwegia)
25. Andreas Kofler (Austria) - Robert Kranjec (Słowenia)



Eksperci o wczorajszym przesunięciu konkursu

Wczorajszy konkurs z uwagi liczne kontrowersje oraz niespodziewane wydarzenia, które miały miejsce na skoczni, będzie tym, który długo się jeszcze będzie wspominać. Co na jego temat mają do powiedzenia eksperci?

Dieter Thoma, były niemiecki skoczek narciarski o wczorajszej decyzji jury:
To była absolutnie słuszna decyzja jury. Warunki były naprawdę zbyt trudne, a czynnik szczęścia odgrywał za duża rolę. Pierwsza seria, nie spełniała kryteriów, które pozwalałby ją uznać za oficjalną. Jeżeli Schlierezauer i Freitag z trudnością przeskakują 100 metrów, jest jasne, że coś tu nie gra. To jest Turniej Czterech Skoczni, poważna impreza, gdzie takie sytuacje nie moga mieć miejsca, ponieważ liczy się każdy skok.

Andreas Goldberger, były austriacki skoczek na swojej stronie internetowej:
"To były ekscytujące zawody! Choć uczciwe trzeba powiedzieć, że gdyby pierwsza, anulowana seria została dokończona całkowicie wypaczyłoby to wyniki. Na szczęście została rozegrana ponownie. Potrójne zwycięstwo Austriaków bardzo cieszy, ale trzeba mieć świadomość, że inne reprezentacje nie odpuszczą i już w Garmisch Partenkirchen będą próbowały się zrewanżować. Pecha mieli Norwegowie, bardzo przykry upadek zaliczył Tom Hilde. Mam nadzieję, że szybko się pozbiera."

Goran Janus, trener słoweńskich skoczków o występie swoich podopiecznych i decyzji jury dla portalu siol.net:
"Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności uważam nasz występ za udany. Były trudne warunki, konkurs się opóźniał, nie było łatwo. Chłopakom chciałbym pogratulować, Robi, Jure i Jernej zasłużyli na kilka słów Pochwały. Pozostał trochę gorzki posmak, jeżeli chodzi o anulowanie pierwszej serii. To był jakiś żart ze strony jury. Seria została odwołana, bo nie wiodło się austriackim i niemieckim skoczkom."

Apoloniusz Tajner, Prezes Polskiego Związku Narciarskiego dla sports.pl o drugim skoku Kamila Stocha:
"Kamil powinien zostać wycofany z belki albo przytrzymany na niej jeszcze pół minuty. Było widać po wyrazie twarzy trenera Kruczka, że były złe warunki, a minutę później było już zupełnie inaczej. Nie chcę jednak jednoznacznie zrzucać na to winy, bo nie wiem czy ten skok był udany. Może Kamil też popełnił jakiś błąd. Mimo wszystko uważam, że jest w stanie wygrać któryś z konkursów. W piątek miał pecha, to się zdarza w tym sporcie, ale ma duże możliwości Ten pierwszy skok, poprzedni konkurs w Engelbergu, zgrupowanie w Ramsau czy wygrana w mistrzostwach Polski w dobrym stylu pokazały, że jest skoczkiem światowej czołówki."

piątek, 30 grudnia 2011

TCS w Oberstdorfie: koniec sezonu dla Toma Hilde

Ogromnego pecha miał dziś Tom Hilde - po pierwszej serii był dziesiąty i spokojnie awansowałby wyżej ze skokiem w finale na 131,5 m, ale przeszkodził mu w tym przykry wypadek przy lądowaniu. Tomowi zakantowała narta a potem przechylił się do przodu i upadł. Skończyło się groźnie wyglądającym upadkiem i opuszczeniem zeskoku na noszach z unieruchomionym kręgosłupem. Wydawało się, że Hildziak nie doznał poważnych obrażeń. Niestety okazało się, że złamał jeden z odcinków kręgosłupa ;( Pocieszeniem jest to, że nie doszło do uszkodzenia rdzenia kręgowego.

"Za bardzo chciałem wyciągnąć ten skok pod koniec. Potem chciałem przystopować, ale wszystko działo się zbyt szybko i byłem w stanie nic zrobić" - powiedział o swoim upadku.

"To bardzo przygnębiająca wiadomość" - skwitował trener Norwegów.
"Aż mnie zabolało w środku, kiedy zobaczyłem ten upadek" - skomentował pechowy występ kolegi Anders Bardal.

Tom, wracaj do zdrowia i do skakania! 




TCS w Oberstdorfie: konkurs dla Schlierenzauera

Pierwszy konkurs 60. Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie za nami. Pierwsza seria konkursu nie przebiegała bez problemów. Konkurs rozpoczął się o 16:30, ale po około godzinie, gdy na starcie pojawiło się już ponad 30 skoczów, jury zdecydowało się anulować wyniki i rozpocząć konkurs od nowa o 18:15. Powodem takiej decyzji były niezwykle trudne warunki atmosferyczne - zmienny wiatr i padający śnieg, który zasypywał tory i wypaczał wyniki zawodów. Seria finałowa przebiegała już bez większych problemów - śnieg nie padał już tak intensywnie. Wiatr jednak nadal wiał z tyłu skoczni, co sprawiało, że dopiero czołowi zawodnicy potrafili znacznie przeskoczyć punkt konstrukcyjny obiektu. Wygrał Gregor Schlierenzauer ze skokami na odległość 133 i 137,5 metra i o ponad 18 punktów wyprzedził Andreasa Koflera (131 i 133,5 m), który był liderem na półmetku zawodów. Wydawało się, że Kofi w finale pobije rekord skoczni, gdyż leciał bardzo wysoko. Niestety Andreas przy lądowaniu spadł z dużej wysokości, co odbiło się na notach za styl. Na 3. miejscu stanął dziś Thomas Morgenstern (128 i 128,5 m) tracąc niespełna punkt do Koflera.

Tuż za podium znalazł się Severin Freund (129 i 127 m) tracąc do podium 0,3 punktu. Piąty był Daiki Ito, który był dziś kandydatem do podium ze skokiem na 130 m, lecz w finale przy niesprzyjającym wietrze wylądował na 124 m. Szósta lokata przypadła Andersowi Bardalowi - Norweg awansował z 12. miejsca oddając w finale skok na 131,1 metra. Wysoka, siódma pozycja należała do Romana Koudelki, najlepszy w tym sezonie czeski skoczek osiągnął 124 i 127,5 metra. W czołowej "10" zawodów znalazło się jeszcze miejsce dla dwóch Niemców, Stephana Hocke i Richarda Freitaga, których rozdzielił sklasyfikowany na dziewiątym miejscu Robert Kranjec.

Ogromnego pecha miał Tom Hilde - po pierwszej serii był dziesiąty i spokojnie awansowałby wyżej ze skokiem w finale na 131,5 m, ale przeszkodził mu w tym przykry wypadek przy lądowaniu. Tomowi zakantowała narta a potem przechylił się do przodu i upadł. Skończyło się groźnie wyglądającym upadkiem i opuszczeniem zeskoku na noszach z unieruchomionym kręgosłupem. 

Niestety, Polakom nie udała się inauguracja Turnieju Czterech Skoczni. W finale mieliśmy tylko Kamila Stocha, który zajmował po pierwszej serii obiecujące, szóste miejsce (127 metrów). Co prawda przegrał pojedynek z Andreasem Koflerem, ale spisał się najlepiej jako 'szczęśliwy przegrany'. Jednak finałowy skok lidera polskiej kadry - 107 metrów - mimo że oddany w trudnych warunkach należy pozostawić bez komentarza. Stoch zajął ostatecznie 23. pozycję.

Pozostałym reprezentantom naszego kraju nie udało im się ani pokonać swoich rywali, ani też znaleźć się wśród pięciu "szczęścliwych przegranych". Usprawiedliwieniem jest to, że żaden z nich nie był faworytem w swojej parze. Maciej Kot uzyskał 115 metrów (Robert Kranjec 126 m), Aleksander Zniszczoł w bardzo trudnych warunkach skoczył 98 metrów (w anulowanej serii 122 m; Taku Takeuchi 117,5 m). Polscy kibice mogli pokładać nadzieję już tylko w dwóch skoczkach. Niestety Piotr Żyła nie miał szans w starciu z Lukasem Hlavą, po tym jak uzyskał zaledwie 112 m, a sędziowie nie ocenili wysoko jego lądowania. Czech wylądował tuż przed punktem konstrukcyjnym skoczni i wyeliminował kolejnego z naszych reprezentantów.

Jutro o 13:45 na skoczni w Garmisch-Partenkirchen odbędą się kwalifikacje do noworocznego konkursu TCS. Trzymam kciuki!

czwartek, 29 grudnia 2011

TCS w Oberstdorfie: kwalifikacje

Dzisiejszy dzień Polacy (a także inni czołowi zawodnicy) nie mogą zaliczyć do tych w pełni udanych. W Oberstdorfie w trudnych warunkach odbyły się dziś dwie serie treningowe i kwalifikacje do dzisiejszego konkursu. Pierwszy trening wygrał Robert Kranjec (136 m; wyprzedził Martina Kocha (134 m) oraz Kamila Stocha (134 m)), ale w drugim dominowali już faworyci. W trudnych warunkach, jakie panują aktualnie na skoczni zupełnie nie poradzili sobie faworyci. Thomas Morgenstern w pierwszym treningu spadł na 82,5m, Gregor Schlierenzauer lądował na 111 metrze, a Andreas Kofler uzyskał tylko 109m. Z Polaków z dobrej strony pokazał się Maciej Kot, któremu 134,5m dało 17. lokatę. Pozostali nasi zawodnicy lądowali blisko. Stefan Hula osiągnął 112,5m (58. lokata), Aleksander Zniszczoł - 102,5m (61.), a Piotr Żyła 82,5m (65. pozycja).

Druga seria wypadła zdecydowanie lepiej. Najdalej poszybował Anders Bardal, bo aż na 134m. Pół metra bliższy skok zanotował Gregor Schlierenzauer (133,5m), a trzeci rezultat uzyskał Thomas Morgenstern (131,5m). Najlepszy z Polaków - Kamil Stoch - był tym razem 21 z rezultatem 118,5m. Warto jednak podkreślić, że nasz zawodnik skakał w dosyć trudnych warunkach. Skaczący przed nim Roman Koudelka uzyskał tylko 113,5m, Marin Koch - 104,5m, a zwycięzca pierwszej serii, Robert Kranjec - 107,5m.

W kwalifikacjach większość zawodników wypadła poniżej oczekiwań. No ale oczywiście nie wszyscy. Tom Hilde (133 m) wygrał kwalifikacje do jutrzejszego konkursu, jednak po skokach czołowej dziesiątki był na 3 miejscu. Lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata uzyskał najlepszy rezultat - aż 142 m! Jest to odległość 1,5 m krótsza, niż aktualny rekord skoczni w Oberstdorfie. Daleko skoczył też Norweg Anders Bardal (138 m).

Swoją próbę całkowicie zepsuł Kamil Stoch, który lądował na 103 metrze. Gdyby nie to, że jest w czołowej dziesiątce klasyfikacji PŚ, nie zobaczylibyśmy go w konkursie. Można usprawiedliwić go tym, że skakał w trudnych warunkach, ale rywale przy podobnym wietrze skakali zdecydowanie dalej. Kamil będzie miał bardzo trudne zadanie na jutro - dziś zajął 50. miejsce a to oznacza, że będzie w parze z Andreasem Koflerem. Jeżeli Austriak skoczy tak dobrze jak dzisiaj, Kamil może liczyć na miejsce w finale wśród lucky losers. Do pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni awansowali także Maciej Kot (121m i 28. pozycja), Aleksander Zniszczoł (116m i 36. miejsce) oraz Piotr Żyła (113,5m i 44. lokata). Od tego ostatniego zawodnika oczekujemy jednak zdecydowanie więcej i jego wszystkie dzisiejsze skoki nie napawają optymizmem.

W pierwszej serii jutrzejszego konkursu, która zostanie rozegrana w systemie KO, zobaczymy wiele emocjonujących pojedynków. Nie będą mieli łatwego zadania nasi skoczkowie, którzy trafili na trudnych przeciwników.

Pary piątkowego konkursu:
1. Roman Koudelka (Czechy) - Vladimir Zografski (Bułgaria)
2. Severin Freund (Niemcy) - Yūta Watase (Japonia)
3. Stephan Hocke (Niemcy) - Jakub Janda (Czechy)
4. Maciej Kot (Polska) - Robert Kranjec (Słowenia)
5. Sebastian Colloredo (Włochy) - MacKenzie Boyd-Clowes (Kanada)
6. Noriaki Kasai (Japonia) - Jernej Damjan (Słowenia)
7. Bjørn Einar Romøren (Norwegia) - Martin Koch (Austria)
8. Dmitrij Wasiljew (Rosja) - Manuel Fettner (Austria)
9. Junshiro Kobayashi (Japonia) - Anssi Koivuranta (Finlandia)
10. Jewgienij Lewkin (Kazachstan) - Maximilian Mechler (Niemcy)
11. Aleksander Zniszczoł (Polska) - Taku Takeuchi (Japonia)
12. Matti Hautamaeki (Finlandia) - Daiki Ito (Japonia)
13. Markus Eisenbichler (Niemcy) - Martin Schmitt (Niemcy)
14. Johan Remen Evensen (Norwegia) - David Zauner (Austria)
15. Marco Grigoli (Szwajcaria) - Gregor Schlierenzauer (Austria)
16. Thomas Morgnestern (Austria) - Peter Prevc (Słowenia)
17. Richard Freitag (Niemcy) - Wolfgang Loitzl (Austria)
18. Janne Happonen (Finlandia) - Jure Sinkovec (Słowenia)
19. Piotr Żyła (Polska) - Lukas Hlava (Czechy)
20. Roensen - Denis Korniłow (Rosja)
21. Simon Ammann (Szwajcaria) - Vegard-Haukoe Sklett (Norwegia)
22. Mitja Meznar (Słowenia) - Rune Velta (Norgwegia)
23. Andreas Wank (Niemcy) - Tom Hilde (Norwegia)
24. David Winkler (Niemcy) - Anders Bardal (Norwegia)
25. Kamil Stoch (Polska) - Andreas Kofler (Austria)


Kamil Stoch
Piotr Żyła
Martin Schmit
Gregor Schlierenzauer
Thomas Morgenstern

środa, 28 grudnia 2011

Co teraz robią byli skoczkowie?

Poza naszym Adamem Małyszem w 2011 roku karierę zakończyło pięciu innych utytułowanych skoczków. Polak został kierowcą rajdowym, a jak realizują się inni zawodnicy?

Janne Ahonen w tym roku po raz drugi odłożył narty na bok. "Do skakania już nie wrócę" – zapewnia Fin, który jako jedyny pięć razy wygrał Turniej Czterech Skoczni. Janne podobnie jak Małysz uwielbia sporty motorowe, ale jego pasja to drag racing (odmiana wyścigów samochodowych). Dwukrotny indywidualny mistrz świata we wrześniu założył zespół wyścigowy Ahonen Racing Team Sports Oy, w którego skład poza nim wchodzą brat Pasi oraz jego 10-letni syn Mico. Ahonen pracuje też jako komentator telewizji MTV3 oraz doradza w sprawach sprzętowych fińskiej kadrze. "Janne zawsze miał wszechstronne zainteresowania. Jest również uzdolniony plastycznie. Nawet sam zaprojektował swój dom" – mówi fiński dziennikarz.


Poprzedni sezon był również ostatnim dla niepokornego Harriego Ollego, kilka razy zawieszanego za nadużywanie alkoholu. Podczas mistrzostw świata w lotach w Oberstdorfie w 2008 roku przed jednym z konkursów spędził noc w towarzystwie prostytutek. Olli teraz pracuje jako... osobisty trener swojego kolegi Kimmo Yliriesto. Wicemistrz świata z 2007 roku pomaga również w serwisie narciarskim w klubie Ounasvaara w Rovaniemi.


Andreas Kuttel wyprowadził się ze Szwajcarii. Mistrz świata z Liberca w poprzednim roku ożenił się z Polką Dorotą Pawłowską. Teraz wraz z synem Olivierem mieszkają w Danii, a Andreas pracuje w liceum jako nauczyciel wychowania fizycznego. "Ta praca sprawia mi wiele frajdy" – zapewnia. Szwajcar będzie także pełnił rolę jako "wzór dla młodzieży" w Igrzyskach Młodzieży w 2012 w Innsbrucku. W październiku razem ze swoim przyjacielem Simonem Ammannem wydał książkę zatytułowaną „Odmienne bliźnięta". W niej dwaj słynni skoczkowie opowiadają m.in. o swojej 15-letniej przyjaźni i rywalizacji na skoczni. "Ostatnio mam z Andreasem sporadyczny kontakt telefoniczny. Po zakończeniu sezonu na pewno spotkamy się na piwku" – mówi Ammann.


Podobnie jak Olli pracę szkoleniowca wybrali Michael Uhrmann i Primoż Peterka. Pierwszy z nich w niemieckiej kadrze był określany jako pechowiec. W 2006 roku zaledwie 0,1 punktu zabrakło mu do olimpijskiego medalu na normalnej skoczni. Rok później, kiedy był w życiowej formie, upadł na treningu i musiał leczyć kontuzję. Po jego słabym skoku na MŚ w Oslo Niemcy w drużynówce nie zdobyli medalu. Uhrmann mimo pecha wygrał z kolegami rywalizację drużynową na igrzyskach w Salt Lake City oraz na MŚ w Lahti. Teraz szkoli zawodników w niemieckiej kadrze C. Jest asystentem Bernharda Metzlera. Z kolei Peterka, dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli, odpowiada za bezpośrednie zaplecze pierwszej reprezentacji Słowenii.







W maju tego roku karierę zawiesił Anders Jacobsen. 26-latek, który ma na koncie wiele sukcesów (największy to zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni w 2007 roku) zrezygnował ze skakania ze względu na brak motywacji. "Wypalił się we mnie wewnętrzny ogień" – tłumaczył dziennikarzom. Prawdziwy powód może być inny - nie mówi się o tym głośno, ale podobno zrezygnował ze skakania ze względu na chorobę jego małego synka. Norweg niedawno brał udział w „Tańcu z Gwiazdami", ale musiał się wycofać ze względu na operację wyrostka robaczkowego. Od wiosny pracuje w publicznej telewizji norweskiej NRK jako komentator skoków, zastępując mistrza olimpijskiego z Lillehammer Espena Bredesena. Trenerzy go namawiają aby wrócił do skakania. Pod koniec listopada Jacobsen założył nawet narty na nogi i bez wcześniejszych przygotowań spisywał się na treningach w Oslo lepiej od Bjoerna Einara Romoerena! "Na razie nie zamierzam wracać do wyczynowego sportu" – twierdzi. Anders pełnił rolę przedskoczka w konkursach Pucharu Świata w Lillehammer w tym sezonie. Jednak mam nadzieję, że Norweg zatęskni za punktami PŚ i wróci :)

Trener Polskiej kadry o Turnieju Czterech Skoczni

W takiej sytuacji jak w tym sezonie jeszcze pan na Turniej Czterech Skoczni nie jechał. Kamil Stoch jest jednym z faworytów imprezy.
Łukasz Kruczek: Jako asystent tak miałem, chyba z jeszcze większym faworytem, bo z Adamem Małyszem. Ale faktycznie, jako samodzielny trener znajduje się w nowej sytuacji. Staramy się jednak traktować to wszystko jak kolejne zawody.

W Engelbergu Kamil przyznał, że na początku sezonu dał się porwać temu całemu szumowi. Teraz po drugim miejscu w Pucharze Świata i świetnym występie w mistrzostwach Polski oczekiwania znowu zaczęły rosnąć bardzo szybko. Nie boi się pan powtórki?
Jasne, ryzyko pozostaje. Wiem już jednak teraz, że jeśli damy się ponieść tym emocjom, będziemy straceni. Musimy stać twardo na ziemi i po prostu robić swoje. To nie jest jakaś filozofia pasująca do tej dyscypliny, ale ogólnie do sportu.

Musi pan jednak przyznać, że Stoch jest jednym z kandydatów do zwycięstwa.
Jest, oczywiście. Tyle że jednym z wielu. Powtarzam jeszcze raz – to tylko kolejne zawody. Ta cała „magia" Turnieju jest dla mnie trochę wydumana. A co do Kamila, to faktycznie wrócił na wysoki poziom. Inna sprawa, że spadł z niego raptem na dziesięć dni. A gdybyśmy mieli możliwość trenowania, to w jeden czy dwa mógł na niego wrócić. Poza tym, on wdarł się do światowej czołówki już w poprzednim sezonie. I to, że teraz ktoś zalicza go do faworytów, nie wydaje mi się dziwne. Już czas i musimy być na to przygotowani.

Stoch może skończyć ten turniej na podium?
Może skończyć turniej na bardzo dobrej pozycji.

Pan powie wreszcie coś, żeby pasowało do tytułu.
Nie, nie... Przecież pan wie, że nigdy tak nie zrobię. Chyba że wszystko zostanie już pozamiatane i nie będzie innej opcji. Wtedy coś wymyślimy.

Mistrzostwa Polski w Wiśle i to, że w drugim skoku Kamil musiał pokazać, że ma naprawdę mocną psychikę, były wam potrzebne?
Jak najbardziej. Stoch w pierwszej serii popełnił mały błąd i nagle znalazł się tam, gdzie nikt tego nie oczekiwał. W drugim skoku musiał pokazać, że stać go w takich okolicznościach na dobrą próbę. Mistrzostwa Polski w święta to z reguły nieszczęśliwy termin. Tym razem okazał się jednak zbawienny, bo nie wiem, czy w innych okolicznościach moglibyśmy gdzieś potrenować.

Wydaje mi się, że do swojej wysokiej formy wrócił też Piotr Żyła.
Wrócił, wrócił. Obawialiśmy się trochę o niego, patrząc jak trenuje. Męczył się strasznie, ale okazało się, że znowu zwyciężył jego upór. Wielu innych pewnie by odpuściło i uznało, że będzie jak będzie. On walczył z pozycją dojazdową aż do bólu, ćwiczył więcej niż reszta i wszystko udało się poukładać.

Czyli znowu mamy chłopaka w pierwszej piętnastce?
Już wiele razy udowodnił, że jest w stanie awansować do czołówki. Wierzę, że w Oberstdorfie, Ga-Pa, Innsbrucku oraz Bischofshofen również tak będzie.

A pozostali kadrowicze? Jakie ma pan oczekiwania wobec nich?
Każde zawody są istotne, ale przy tym jedne z wielu – tak staram się to wszystko traktować. Dla nas turniej to osiem konkursów, bo kwalifikacje są również niezwykle ważne. To właśnie specyfika tej imprezy. Do tego Turniej Czterech Skoczni odbywa się po raz 60., więc uznajemy go oczywiście za prestiżowy. Prestiżowy, ale jednocześnie normalny. Oczekuję od chłopaków tego co zwykle.

Czyli czterech w pierwszej trzydziestce.
To jest nasz cel jako drużyny.

Wracamy do początku rozmowy. Faworyci?

Wystarczy wziąć do ręki klasyfikację generalną Pucharu Świata i przeczytać pierwszą dziesiątkę od góry do dołu. Choć i tam są pewnie więksi i mniejsi mistrzowie. Największymi są dla mnie Austriacy. Skaczą u siebie, mają kilku świetnych zawodników. Każdy z pierwszej dziesiątki może jednak wygrywać. Poza tym, ten turniej może wyglądać zupełnie inaczej po kolejnych zawodach. Trzeba pamiętać, że w nim sumuje się noty po każdym konkursie. Rok temu w Ga-Pa odbyła się jedna seria, odpadli liderzy i wszystko zaczęło się chwiać.

Ponownie dociśniemy. Kamil to większy czy mniejszy faworyt?
A na to pytanie akurat nie odpowiem.

wywiad drugi
Turniej Czterech Skoczni - jedna z najważniejszych imprez w tym sezonie?
Nie, to jest tylko magia. Turniej różni się od innych konkursów formułą przeprowadzania zawodów, jest prestiżowy, z dużymi nagrodami, natomiast podchodzimy do tych zawodów tak samo jak do innych. W momencie, gdy zaczniemy to traktować szczególnie, to jest duża nadzieja, że nam nie wyjdzie.

Czy ktoś może wygrać wszystkie cztery konkursy w tym roku?
Będzie bardzo trudno, bo w czołówce jest wąsko. Dawniej był zdecydowany lider, który przeskakiwał wszystkich jak chciał, nie mieliśmy przeliczników, były szersze kombinezony, niska waga, dużo się dało zrobić. Nie mówię, że nikt tego nie dokona, bo pierwsze starty wygrał ten sam zawodnik. Te konkursy stały na głowie, ale wciąż ten sam skoczek był na czele!

Z jakimi nadziejami ruszacie na Turniej?
Liczymy na dobre skoki zawodników, bo o wynikach nie da się mówić. Mamy świadomość tego jak wąska jest czołówka. Obserwując tegoroczny Puchar Świata, to czasami 10-15 zawodników jest blisko siebie, wręcz na żyletkę i wszystko się może przestawić bardzo szybko. Jeśli jeden konkurs będzie loteryjny, wszystko stanie na głowie i mogą zdecydować współczynniki za wiatr. Może być wszystko, ale myślę, że przynajmniej ta dwójka - Kamil Stoch i Piotrek Żyła - są w stanie walczyć o czołowe lokaty.

Kamil jest wymieniany w gronie faworytów przez wielkie nazwiska austriackie.

Zgadza się. Trudno nie być faworytem, gdy skacze się w tym sezonie kilka razy obok podium i kilka na nim staje, a za sobą ma się trzykrotne zwycięstwo w Pucharze Świata w poprzednim sezonie i wygrane w Grand Prix. Ale nie zapomnijmy o tym, że oprócz niego jest jeszcze co najmniej dziewięć innych nazwisk, które też są wymieniane w gronie faworytów i to najprawdopodobniej między nimi rozstrzygnie się Turniej. Może być jednak tak, że zajmie miejsce 10. ze stratą trzech punktów do zwycięstwa...

Zwycięstwo i rekord skoczni w Wiśle to na pewno dobry prognostyk dla Kamila.
Takie zwycięstwo na pewno podbudowuje i pozwala wierzyć w to, że potrafi atakować. Akurat to mu dobrze wychodzi - atakowanie z dalszej lokaty. Natomiast co do samego rekordu, to nie przywiązywałbym wagi do niego, bo możemy za chwilę zrobić jeszcze jedną serię i tak ustawić rozbieg, że rekord na pewno zostanie pobity. To nie o to chodzi w skokach. Samymi rekordami się zawodów nie wygrywa, chodzi o dobre skoki.

Piotrek Żyła stoczył wyrównaną walkę z Kamilem o złoty medal mistrzostw Polski.
Piotrek ma pewne problemy, ale cieszę się, że podczas mistrzostw skakał dobrze. W porównaniu z problemami, z jakimi się tutaj borykał na przedświątecznym treningu, to jest wręcz super. Nawet się wtedy śmialiśmy, że z takimi skokami nie załapałby się do składu na Puchar Kontynentalny. Ale pamiętamy o tym, że nawet gdy zawala skoki na treningu, mobilizuje się na zawody i to pokazał. Natomiast wiem, że potrafi skakać jeszcze lepiej, bo miał tutaj w piątek lepsze próby.

Na formę Stefana ma dalej wpływ kontuzja z sezonu letniego?
Zakładaliśmy, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to po pięciu tygodniach od operacji wróci do normalnych treningów. Pojawił się dwutygodniowy poślizg, były pewne problemy. Natomiast w tej chwili jest motorycznie blisko swoich rekordów życiowych, to jest ok. Czego brakuje? Odpowiedniej ilości dobrych skoków. Zaczął dobrze skakać na igelicie dopiero podczas ostatniego zgrupowania przed zimą, to bardzo mało. Natomiast teraz pokazuje ich coraz więcej i można powiedzieć, że jest trzecim pewnym zawodnikiem. Nie robi puntów, ale jest cały czas w okolicy 30. miejsca. Brakuje niewiele i liczymy, że się już niedługo przełamie. Bo nie po to się jeździ na zawody, żeby startować w jednej serii.

W Turnieju zadebiutuje 17-letni Olek Zniszczoł. To zaskoczenie w tym sezonie?
Nie, on już dobrze skakał latem. Teraz potwierdził to w Ałmacie i Erzurum, skacze dobrze, Robert Mateja nie ma do niego zastrzeżeń. W Turnieju nabierze doświadczenia, bo co innego skakać w Letniej Grand Prix, co innego w Pucharze Świata w Zakopanem, a co dopiero w Turnieju. Turniej kojarzy się nam wszystkim z piękną otoczką. Z drugiej to najgorsza impreza jeśli chodzi o przemieszczanie się, logistykę. Czasem piętrzą się takie problemy, jakich nie doświadczamy nigdzie indziej. Normalnie wszystko można elegancko poukładać, ale na Turnieju się nie da.

Zamierzacie startować w całym Turnieju w tym samym składzie?
Zobaczymy. Trochę się to ułożyło nie po naszej myśli, bo liczyliśmy na sześć miejsc. Wtedy od razu podałbym pełen skład - piąte i szóste miejsce to byliby Maciej Kot i Tomasz Byrt bez dyskusji. Teraz może być jednak tak, że ktoś kogoś wymieni w połowie Turnieju. Myślę, że ci młodzi zawodnicy nie będą walczyć o klasyfikację generalną. Chcielibyśmy, ale myślę, że to jeszcze nie w tym roku. Teraz mają złapać doświadczenie.

Przed świętami trenowaliście w Wiśle. Widać już jakąś poprawę u zawodników?
Malinka to taka skocznia, która rogi pokazuje od razu. To nie jest łatwy obiekt, w dodatku nie ma jeszcze optymalnego profilu - w niektórych miejscach śniegu jest za dużo, co dodatkowo utrudnia zawodnikom latanie. Bardzo długo czekaliśmy na ten obiekt, tak samo zresztą jak na ten w Szczyrku, który jest jeszcze trudniejszy od Malinki. Jeśli obie skocznie będą gotowe, to będziemy w stanie wracać po zawodach choćby na jeden trening, 5-6 skoków. Wtedy będzie można być spokojnym o przyszłość. Z doświadczenia wiemy jak to było w sezonie letnim, a także rok temu - kiedy tylko potrenowaliśmy w Wiśle i Szczyrku, a później jechaliśmy na zawody, od razu był dobry start. Gdy brakuje nam tych skoczni, zresztą w ogóle skakania, to rodzą się problemy.

Przedsezonowe plany na razie wzięły w łeb, bo miało punktować 3-4 zawodników, a jest tylko dwóch.
Na tę chwilę jest poniżej oczekiwań, bo liczyliśmy na to, że trzech zawodników będzie regularnie punktować, a czwarty mógł się zmieniać. Bo na to mają papiery. Może to nie jest wytłumaczenie, ale trochę brakuje nam treningu. Pojechaliśmy na pierwszy śnieg bez skakania, trochę ryzykując, ale okazało się, że nie było aż tak źle. Natomiast później zaczęły się rodzić problemy, bo pojawiły się okresy, w których nie dało się nic robić - ani wrócić na igelit, ani skakać na śniegu. To był czas stracony. Pierwsze treningi zrobiliśmy w Ramsau przed i po Engelbergu. Teraz zaczyna to powoli wracać do normalności i mam nadzieję, że gotowych skoczni będzie coraz więcej.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Mistrzostwa Polski w Wiśle

To, że my obijamy się podczas świąt nie znaczy, że nasi skoczkowie też. Turniej Czterech Skoczni tuż, tuż - trzeba sprawdzić formę. W dziś na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle - Malince odbyły się mistrzostwa Polski. Kamil Stoch i Piotr Żyła stoczyli zaciętą walkę o złoty medal. Na półmetku zmagań górą był Żyła, jednak ostatnie słowo należało do Stocha. 136 metrów nie pozostawiło złudzeń, kto w tej chwili jest najlepszym polskim skoczkiem. Kamil tym świetnym skokiem pobił rekord skoczni samego Mistrza Adama. Na najniższym stopniu podium wylądował natomiast Stefan Hula. Tuż za podium wylądował Marcin Bachleda (tracąc 0,1 punktu do Stefana), piąty był Aleksander Zniszczoł (117 i 121 m), a na szóstej pozycji sklasyfikowano Rafała Śliża (119,5 i 119,5 m).

Konkurs poprzedzony został kwalifikacjami, w wyniku których liczba zawodników została ograniczona do 40 skoczków. W zawodach udział brali polscy skoczkowie i kombinatorzy norwescy, a także reprezentanci Ukrainy. Jury stosowało w pierwszej serii kilkakrotnie z możliwości zmiany długości rozbiegu, w drugiej wszyscy skakali z tego samego 19. stopnia rozbiegu.

czwartek, 22 grudnia 2011

Wywiad z Łukaszem Kruczkiem po pierwszej części sezonu

Pierwsza część sezonu za nami. Jak żyje się polskim skoczkom bez Małysza?
Dla nas nie jest to tak naprawdę nowa sytuacja. Bo przecież bez Adama skakaliśmy już latem. Lato to jednak zupełnie co innego. Choćby dlatego, że konkursów letniego GP telewizja nie pokazuje na żywo. Media i kibice interesuję się skokami tak naprawdę teraz. Niech będzie. Moment zakończenia kariery przez Adama musiał jednak kiedyś nadejść i wydaje mi się, że przeszliśmy przez to w miarę bezboleśnie.


Nie czujecie większej presji?! Przecież teraz wszyscy czekają na to, czy Kamil Stoch zastąpi Adama, czy nie?
Kamil oczywiście stał się liderem drużyny. On zdaje sobie sprawę, jakie są wobec niego oczekiwania. Ale my nie wymagamy od niego niczego więcej niż w poprzednich dwóch sezonach.

Czyli?
By dobrze bawił się skokami, by dawał kibicom radość. A jeśli to będzie mu wychodzić, to i wyniki będą. Bo dziś już chyba nikt nie ma wątpliwości, że on może walczyć z czołówką o miejsca na podium każdych zawodów.

Adam Małysz stwierdził nawet, że po konkursie w Engelbergu, w którym Stoch zajął drugie miejsce, w jego skokach nastąpił przełom i że Kamil może namieszać w zbliżającym się Turnieju Czterech Skoczni...
Na pewno może, ale ode mnie nie wyciągniecie żadnych prognoz wynikowych. Jeśli wszystko u Kamila zaskoczy, tak jak to było w niedzielę, stać go na bardzo wiele.

Na wygranie Turnieju Czterech Skoczni też?
Żadnych prognoz. Tym bardziej że ten sezon pokazuje, że wygrać może niemal każdy z pierwszej dziesiątki PŚ. W czołówce jest gęsto. O wynikach konkursów decydują drobiazgi. Czasem nota za wiatr.

Co to znaczy, że Kamil odzyskał radość skakania (tak powiedział po niedzielnym konkursie). I dlaczego jej nie miał. Jeszcze w sobotę mówił, że zaczynają go już irytować miejsca poza pierwszą dziesiątką. A sezon zaczął przecież bardzo dobrze. Od czwartego miejsca w Kuusamo?
Zaczął dobrze, jeśli chodzi o wyniki, ale wszystkie jego skoki obarczone były błędem. Za bardzo rzucał się na progu do przodu, jak sam mówił. Nie do końca o to chodzi, ale dla ułatwienia tak to nazwijmy. Przez ten błąd przechodził nad bulą na zbyt niskim pułapie, a przez to później brakowało mu metrów. Strasznie żyłował skoki. I w sumie aż tak dużo do czołówki nie tracił.

Co się wydarzyło w niedzielę?
W sobotę długo rozmawialiśmy o tej jego frustracji. Ona była spowodowana tym, że Kamil ma świadomość, jak daleko może skakać, na co go stać. Rok temu o tej porze miejsce 12-15 uznalibyśmy za dobre. A teraz, jak kiedy Adam, on jest rozczarowany, gdy nie walczy o podium.

Co mu Pan powiedział?
By mniej myślał o wyniku. A skoczył na luzie. Bez presji wyniku. Udało się. Rano przyszedł na skocznię w zupełnie innym nastroju. Od pierwszego skoku było widać, że jest dobrze.

Słowem, największym przeciwnikiem Kamila wciąż jest sam Kamil.
Skoki zdecydowanej większości zawodników, jeśli nie wszystkich, zależą od tego, co dzieje się w ich głowach. Kamil też do tej grupy należy. Ale dotyczy to także choćby Morgensterna. Po lecie, wydawało się, że zimą będzie najmocniejszy. Tymczasem na początku sezonu też miotał się podczas swych skoków.

Zaskakuje Pana postawa Koflera. Chyba nikt nie spodziewał się, że to on będzie liderem Austriaków?
On jeden z czołówki nie skakał latem. Dlatego niewiele było wiadomo o jego dyspozycji. Resztę zawodników z czołówki typowałem przed sezonem bezbłędnie. Może poza Bardalem. U Norwegów stawiałem na Toma Hilde. Kofler, z tego, co mówił mi kiedyś Hannu Lepistoe, ma z Austriaków największe papiery na skakanie.

Morgenstern i Schlierenzauer chyba jednak trochę rozczarowują. Reszta jest tak mocna czy oni jeszcze nie osiągnęli formy?
Sądzę, że raczej to drugie. Ten sezon jest trochę dziwny. W Europie dopiero teraz zaczyna się zima. Dopiero teraz jest gdzie spokojnie trenować. Ten brak możliwości eliminacji błędów widać u wszystkich. My z Kamilem przeznaczyliśmy weekend w Harrachowie na trening. On naprawdę nie walczył tam o wynik. Choć w konkursie, gdy są noty, sędziowie, kibice i dziennikarze, nie jest to łatwa sprawa.

Teraz też chyba nie macie gdzie trenować. W Wiśle osunął się śnieg na zeskoku.

Dobrze, że ten śnieg już jest. W piątek mam nadzieję na trening.

Organizatorzy Turnieju Czterech Skoczni wyznaczyli milion euro nagrody dla skoczka, który wygra cztery konkursy.
Milion jest bezpieczny.

Kto zdobędzie PŚ?
Każdy z pierwszej dziesiątki PŚ ma szansę. Na dziś nie ma faworyta.

Faworyci Turnieju Czterech Skoczni

W Turnieju Czterech Skoczni nie ma przypadkowego zwycięzcy. Spojrzenie na historię tego Turnieju pokazuje nam nazwiska największych skoczków w historii dyscypliny. Zachować spokój podczas Turnieju, który skupia na sobie uwagę największych mediów oraz blisko 100.000 fanów, potrafią tylko najwybitniejsi. Tak samo będzie podczas 60. Turnieju, nie będzie przypadkowego zwycięzcy. Kto odbierze trofeum w dniu Trzech Króli w Bischofshofen?

Andreas Kofler: Na pewno należy do grona głównych faworytów. Jest stabilny i wie, jak wygrać. W 2010 r. to on triumfował - zwyciężał w czterech z siedmiu konkursów indywidualnych. To zawodnik, który potrafi poradzić sobie z presją. Wydaje się być tak pewny siebie, że można się spodziewać kolejnego triumfu z jego strony. Nie musi nic udowadniać - ma w domu medale olimpijskie, jest kilkakrotnym mistrzem świata w drużynie oraz zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni. W minionym sezonie letnim nie mógł trenować tyle co zwykle i wydaje się być dzięki temu tak mocny. Jeżeli 27-letni zawodnik mówi, że cieszy się na Turniej, nie ma nikogo kto by mu nie wierzył. Kofler należy do grona ścisłych faworytów, którzy będą walczyć o zwycięstwo.

Anders Bardal: Niespodzianka tego sezonu. Norweg świętował niedawno w Engelbergu swoje drugie pucharowe zwycięstwo, już cztery raz kończył zawody na podium, a w ostatnich pięciu konkursach nie był klasyfikowany niżej niż piąte miejsce. To zdecydowanie zawodnik, który może wygrać Turniej. Pamiętamy zwycięstwo w Turnieju odniesione przez Janne Ahonena w 1999 roku, kiedy to Fin nie wygrał żadnego konkursu w Turnieju. Ale to nie te czasy - od czasów Ahonena triumfatorzy Turnieju stali na najwyższym stopniu podium przynajmniej w jednym z czterech konkursów. Anders Bardal pod opieką nowego trenera kadry – Austriaka Alexandra Stöckla, ustabilizował swoją formę. "Okazało się, że nasz trening w lecie był dobry", powiedział w kontekście swoich dobrych wyników. 29-latek może podtrzymać tradycję norweskich skoczków, którzy pojawiali się nagle i potrafili namieszać w czołówce Pucharu Świata. To udało się w 2004 roku Sigurdowi Pettersenowi i w 2007 roku Andersowi Jacobsenowi. Bardal jest więcej niż tylko cichym faworytem.

Gregor Schlierenzauer: W ostatnich latach często przed Turniejem był w gronie faworytów, ale mieszkaniec Austrii czeka jeszcze na swoje pierwsze zwycięstwo w Turnieju. Na jego koncie jest już pięć zwycięstw na czterech skoczniach Turnieju, na każdej z nich stał na najwyższym stopniu podium – można powiedzieć, że jest kimś w rodzaju "wiecznego faworyta". Czy uda mu się wygrać tym razem? Z wielu powodów Schlieri dojrzał do zwycięstwa w tym sezonie. Rozwinął się zarówno mentalnie jak i fizycznie. Jest ambitny - to właśnie dzięki tej ambicji ma już na swoim koncie 36 zwycięstw w Pucharze Świata w wieku zaledwie 21 lat. Nie jest już tak impulsywny jak wcześniej, dzięki swoim sukcesom nabrał dystansu, jest bardziej spokojny. To czyni go jeszcze mocniejszym. A do tego miał sporo pecha w Turnieju. Także w tym roku, po jego upadku w Engelbergu wielu myślało, że będzie podobnie jak w roku ubiegłym, że konsekwencją będzie kontuzja kolana. Jednak Schlierenzauer miał w tym roku więcej szczęścia, już w drugim konkursie w Szwajcarii mógł zapomnieć o swoim upadku i z pewnością do Oberstdorfu pojedzie bardziej pewny siebie. Jeśli będzie zdrowy i będzie miał po swojej stronie więcej szczęścia niż w ubiegłych latach, zwycięstwo może należeć właśnie do niego.

Richard Freitag: Wielkie odkrycie tego sezonu. Bez mrugnięcia okiem odniósł swoje pierwsze zwycięstwo pucharowe podczas zawodów w Harrachovie. Freitag jest nową niemiecką nadzieją skoków narciarskich, w swoim działaniu przypomina trochę Svena Hannawalda. "Koncentruję się na skoku, próbuję innych zaskakiwać", mówi na temat swoich dokonań na skoczni. Dlatego broni się przed presją – to jest jego główna strategia przed Turniejem. Presja będzie szczególnie silna podczas konkursu rozpoczynającego Turniej w Oberstdorfie jak również w Garmisch-Partenkirchen. Czy będzie zdenerwowany przed dwoma konkursami "u siebie"? Freitag ma na to profesjonalną odpowiedź: "Cieszę się ogromnie na wspaniałą atmosferę". Jeżeli Freitag rzeczywiście pozostanie spokojny, wtedy może znaleźć się na podium Turnieju. W siedmiu konkursach był sześć razy w najlepszej dziesiątce, więc podstawy ma. Jeśli dobrze rozpocznie i będzie mógł poddać się euforii, miejsce na podium będzie jego. Ma ambicje i może wiele osiągnąć.

Thomas Morgenstern: Obrońca tytułu jest niebezpiecznym człowiekiem. W tym sezonie jeszcze nie zwyciężył. Spektakl ukradli mu jego koledzy z drużyny – Andreas Kofler i Gregor Schlierenzauer. W cieniu swoich kolegów jedzie na Turniej. Morgi w tym sezonie konsekwentnie pracuje nad wyeliminowaniem błędów. Jeśli w Oberstdorfie nie popełni błędu i uda mu się wskoczyć do czołówki konkursu, może swój triumf z 2011 roku powtórzyć.

Severin Freund: Realista, twardo stąpający po ziemi. Jest stabilnym i dobrym skoczkiem. Zadomowił się już wśród elity światowej, jest ceniony i liczą się z nim rywale. Presja nie jest dla niego problemem, pozostaje spokojny podobnie jak jego kolega z pokoju Freitag. Jednak pasja i stabilność na wygranie Turnieju przez 23-latka to nie wystarczą. Jednak Freund może nam sprawić wielką niespodziankę. Być może uda mu się to podczas 60. Turnieju, dokładnie dziesięć lat po triumfie Svena Hannawalda. Nie ma chyba nikogo, ktoby nie chciał tego dla niego.

Kamil Stoch: Polak jest zdecydowanie lepszy, niż zajmowana przez niego pozycja. Następca Adama Małysza może zaatakować z ukrycia - potwierdził, że to umie podczas konkursu w Engelbergu . Byłby to jego bez wątpienia największy triumf. Jednak wyniki Kamila jak na razie są różne. Jeśli popatrzymy na listę zwycięstw Polaków w Turnieju, to można doznać szoku: ostatnie zwycięstwo odnieśli 6. stycznia 2001 roku, a więc było to jedenaście lat temu. Wtedy to Adam Małysz triumfował po raz pierwszy w Turnieju. Stoch może zakończyć jałowy okres w polskich skokach. Do tego muszą mu się udać przede wszystkim wszystkie cztery konkursy . Jest to możliwe. Kamil cały czas pracuje nad swoimi skokami i miło byłoby zobaczyć, co osiąga nasz reprezentant podczas konkursów. Jest to zawodnik, który potrafi wygrać i dobrze skakać. "Kamil Stoch, po odejściu Adama Małysza, odgrywa bardzo ważną rolę. Ma papiery na to, co zresztą pokazał już ubiegłej zimy, wygrywając konkurs w Zakopanem. Polscy kibice powinni go szanować, a nie tylko porównywać z Adamem Małyszem" - powiedział Alexander Pointner.

Roman Koudelka: Czech jest odkryciem w światowej elicie. Po groźnym upadku w Harrachovie przebywał dwa dni w szpitalu, a już tydzień później w Engelbergu powrócił do czołówki. W Turnieju nie będzie zaliczany do faworytów, dlatego może jechać na Turniej spokojny i bez presji. Właściwie może on tylko wygrać. Jeden lub dwa dobre wyniki, względnie miejsce na podium nie będą żadną sensacją ze strony 22-latka.

Robert Kranjec: Słoweniec jest zawsze gotowy na najlepsze rezultaty, jednak rzadko mu się udaje być w kilku konkursach pod rząd na szczycie. Dlatego nie będzie kolejnym po Primożu Peterce, który wygrał w 1997 roku. Ale gdyby uzyskał dobry wynik w pojedynczym konkursie, to byłoby już coś. Ostatnim zwycięzcą był Peter Zonta, który wygrał w Innsbrucku w 2004 roku.

Martin Koch: W przypadku Austriaka jest podobnie jak u Roberta Kranjca. Może odlecieć daleko, ale zwycięstwo w Turnieju jest jak dla niego za daleko. Koch, jako typowy lotnik, ma poza tym inne cele na ten sezon. Złoty medal w konkursie indywidualnym na Mistrzostwach Świata w lotach w Vikersund. Czy może nowy rekord w długości lotu, Martin?

Simon Ammann: Zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni jest ostatnią z wielkich rzeczy, której mu jeszcze brakuje. Szwajcar dałby wiele za triumf podczas Turnieju. Już w lecie nie pojawiał się na LGP, aby spokojnie trenować na zimę do Turnieju. Zaznaczał, że w tym sezonie nie będzie walczył o kryształową kulę. Mimo to w tym sezonie nie wiedzie się mu najlepiej. Wygląda na to, że konkurencja jest zbyt mocna. Ammann ma jeszcze kilka dni. Byłoby to ogromną sensacją, gdyby dokładnie na Turniej Ammann odzyskał swoją dawną zwycięską formę. Wkrótce nie będzie już żadnego obywatela Szwajcarii, który będzie mógł wygrać Turniej, a Ammann nie będzie skakał zbyt długo. Właściwie, to już tylko on ciągnie reprezentację. Teraz albo nigdy, Simon. Teraz jest czas na nowe czary "Harrego Pottera".

środa, 21 grudnia 2011

Skład na Turniej Czterech Skoczni

Dziewięć dni przed rozpoczęciem 60. Turnieju Czterech Skoczni poznaliśmy nazwiska czterech z pięciu polskich skoczków, którzy wezmą udział w zawodach w Oberstdorfie, Ga-Pa, Innsbrucku i Bischofshofen i powalczą o milion franków szwajcarskich. W zawodach na pewno udział wezmą Kamil Stoch, Piotr Żyła, Stefan Hula i Aleksander Zniszczoł. Piąty zawodnik zostanie wybrany przed wyjazdem.

Austrię reprezentować będą: Andreas Kofler, Thomas Morgenstern, Gregor Schlierenzauer, Martin Koch, Manuel Fettner oraz David Zauner. O ostatnie miejsce w drużynie walczą Wolfgang Loitzl oraz Michael Hayboeck.

Trener Czech zabierze ze sobą Romana Koudelkę, Jakuba Jandę, Jana Maturę i Lukasa Hlavę.

Włochy reprezentować będą Andrea Morassi i Sebastian Colloredo.

Zawodnicy w Finlandii wystąpią w składzie: Matti Hautamäki, Anssi Koivuranta i Janne Happonen. Czwarty skoczek zostanie wytypowany po konkursach Pucharu Kontynentalnego w Engelbergu.

Norwegowie pojadą w składzie: Anders Bardal, Tom Hilde, Rune Velta, Vegard-Haukoe Sklett, Johan Remen Evensen, Bjoern Einar Romoeren i Pedersen Roensen.

Skład Rosji stanowić będą: Denis Korniłow, Dmitrij Ipatow, Anton Kaliniczenko i Dmitrij Wasiljew.

Zawodników z Japonii będziemy widzieć w składzie: Daiki Ito, Noriaki Kasai, Taku Takeuchi, Yuta Watase i Junshiro Kobayashi.

Zawodnicy ze Słowenii: Roberta Kranjec, Jernej Damjan, Jurij Tepes, Peter Prevc.

Z reprezentacji Niemiec wystąpią: Pascal Bodmer, Severin Freund, Richard Freitag, Stephan Hocke, Maximilian Mechler, Michael Neumayer, Martin Schmitt, Felix Schoft, Andreas Wank, Markus Eisenbichler, Daniel Wenig oraz David Winkler.

niedziela, 18 grudnia 2011

Kamil drugi w Engelbergu!

Dzisiaj Engelberg wyglądał nieco spokojniej niż wczoraj - nie padał śnieg, nie było dużego wiatru i zza chmur wyglądało słońce. W takiej scenerii odbył się ostatni przed świętami konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich. W finałowej serii, podczas gdy skakała najlepsza dziesiątka skoczków, emocje cały czas rosły. Kamil Stoch, dziewiąty po pierwszej serii, fenomenalnie skoczył w finale 137 m! Jego rywale, którzy zajmowali miejsca wyższe jednak nie dorównali Kamilowi. Przeskoczyć go zdołał Andreas Kofler (135 i 138 m) tym samym odnosząc swoje czwarte zwycięstwo w tym sezonie. Kamil zakończył zawody na 2 miejscu. Na najniższym stopniu podium stanął wczorajszy zwycięzca - Anders Bardal, przegrywając ze Stochem zaledwie 0,3 punktu.

Tuż za podium znalazł się Gregor Schlierenzauer (129,5 i 137 m), wyprzedzając Thomasa Morgensterna (132 i 133,5 m). Szóste miejsce zajął Richard Freitag, wicelider pierwszej serii (134 m). Gdyby w finale wylądował z telemarkiem, mógłby dziś odnieść drugie w karierze zwycięstwo ze skokiem 135,5 m. Dalej był Vegard Sklett (135 i 135,5 m), Martin Koch (127 i 134 m), Simon Ammann (123 i 135,5 m) oraz Roman Koudelka (125 i 133 m).

Niestety po za Kamilem nie mieliśmy Polaków w finale. Stefan Hula skoczył 120 m (30 miejsce), Maciek Kot - 117,5 m (39 miejsce). Piotr Żyła może być dzisiaj niezadowolony - w pierwszej serii skakał w niezbyt dobrych warunkach i z zaśnieżonymi torami. W efekcie osiągnął tylko 118 m (42 miejsce) i to był pierwszy w tym sezonie konkurs, w którym nie zdobył punktów.
 


sobota, 17 grudnia 2011

Engelberg

Engelberg jeszcze wczoraj wyglądał nieciekawie przez brak śniegu i spory wiatr...  


...ale na szczęście już dziś rano skocznia wyglądała tak:


Anders Bardal wygrał zawody PŚ - Norweg uzyskał 130,5 i 133 metry, za co zgromadził 266,2 punktu i znacznie wyprzedził rywali. Na drugim miejscu uplasował się Martin Koch (134,5 i 131,5 m), a najniższy stopień podium przypadł Thomasowi Morgensternowi (128,5 i 129,5 metra), który zanotował awans z 8. miejsca zajmowanego na półmetku zawodów. Tuż za podium znalazł się Andreas Kofler, który po pierwszej serii był 11. Na piątym miejscu po dwóch równych skokach (128,5 i 129 m) zawody zakończył Severin Freund. Szósty był Tom Hilde (133 i 128 metrów), Norweg wyprzedził wracającego do rywalizacji po groźnym upadku Czecha Romana Koudelkę i coraz lepiej radzącego sobie w Pucharze Świata Jurija Tepesa. W najlepszej "10" nie zabrakło też miejsca dla czterokrotnego Mistrza Olimpijskiego Simona Ammanna i najlepszego rosyjskiego skoczka tego sezonu - Denisa Korniłowa.

O sporym pechu może mówić Gregor Schlierenzauer - 21-latek zajął 11. miejsce, choć na półmetku zawodów był jeszcze liderem (131,5 metra). W finale Schlierenzauer zaliczył niegroźny upadek po skoku na odległość 130 metrów. Na szczęście nic się nie stało. No oprócz tego, że stracił wiele punktów... Apoloniusz Tajner komentując skok Gregora mówił, że to nie błąd zawodnika, tylko zbyt dużo świeżego śniegu na zeskoku. A na pytanie, czy gdyby ustał, to jego odległość wystarczyłaby na Andersa, nigdy nie poznamy odpowiedzi.

Schlieri czuje się już lepiej i o własnych siłach wyszedł ze szpitala. "Czuję się już dobrze, mogę przynajmniej znowu chodzić. Dzięki Bogu nic mi się nie stało. To zawsze denerwujące, kiedy się prowadzi, nawet wygrywa, a nagle przytrafia się coś takiego. Ale widać jak mało czasami brakuje do kontuzji. Tak jak mówię, cieszę się z tego, że mogę zdrowy, na dwóch nogach wyjść ze szpitala. Zrobiono mi wszystkie badania i na szczęście nic mi nie dolega. Już przy odbiciu było dużo głębokiego śniegu, a ja skoczyłem trochę bardziej na prawo niż wielu innych zawodników. Tam było naprawdę dużo śniegu, być może też trochę za bardzo wysunąłem się do przodu przy lądowaniu. Potem wszystko poszło bardzo szybko i moja prawa narta "wgryzła" się w ten głęboki śnieg, nie byłem w stanie się tak szybko zorientować w tej sytuacji" - opisał swój upadek Gregor Schlierenzauer. "Po upadku miałem problemy z krążeniem i plułem krwią, dlatego pojechaliśmy do szpitala na badania. Teraz jeszcze mnie wszystko boli, mam kilka stłuczeń i czuję ból w nadgarstku. Ale tak jak już powiedziałem, cieszę się że nic złego mi się nie stało, dobrze się wyśpię i rano zobaczę jak będę się czuł" - dodał Austriak. 

Polacy nie zaskoczyli, podobnie jak w poprzednich konkursach PŚ w finale zobaczyliśmy tylko dwóch Polaków. Kamil Stoch (125,5 i 124,5 m) zajął 12. miejsce, a na 16. miejscu sklasyfikowany został Piotr Żyła (123 i 121,5 m). Obydwaj poprawili swoje lokaty w porównaniu do pierwszej serii, po której Stoch był 14. a Żyła 19. W drugiej serii nie zobaczyliśmy już Stefana Huli (120,5 metra), Janka Ziobro (117 metrów) i Macieja Kota (113,5 metra). Marcin Bachleda i Dawid Kubacki nie zakwalifikowali się do konkursu.